Mam dla was obiecany rozdział... Jest chyba troszkę dłuższy od poprzednich. Dziękuję wam za komentarze i za wyświetlenia <3 zapraszam do czytania
-Hana ty…- obudziła się… otworzyła
oczy i patrzyła się na mnie czekając aż coś powiem.- Ja… Ja za nic cię nie
przepraszałem. Prosili mnie tylko, żebym sprawdził, czy wszystko ok.- rzuciłem
jak ostatni debil. Głupio było mi się przed nią przyznać do chwili słabości.
-Ale… słyszałam…- wciąż była blada i
zmarnowana.
-Nic nie mówiłem…- nie mogłem jej
pokazać, że bardzo mi jej brakowało. Wiele nas poróżniło. Była moją siostrą,
ale chyba wstydziłem się jej przyznać do moich uczuć. Po prostu wyszedłem
zostawiając ją samą. Idiota ze mnie, wiem. Ona teraz nie powinna być sama. Ale
ja nie potrafiłem się cofnąć. Nie mogłem, chociaż próbowałem. Pomyślałem, że
najlepiej zamelduje Samborowi, o Hanie, a potem wrócę do hotelu. Tak też
zrobiłem. Chociaż miałem do siebie okropny żal.
~*~*~*~*~*~*~*~
Było mi duszno. Powietrze które
wdychałam było ciężkie jakby była to sama para. Czułam obecność Przemka. Słyszałam,
że coś do mnie mówił, ale rozumiałam co drugie słowo. Jednak gdy powiedział to
znamienite „przepraszam” czułam się, jakbym odrodziła się na nowo. Poczułam jak
odzyskuje władzę nad swoim ciało. Poczułam chłód na dłoniach. Moje powieki
uniosły się bez większego wysiłku. Zobaczyłam mojego braciszka. Miał łzy w
oczach, ale chyba nie zdawał sobie z tego sprawy.
-Też
cię przepraszam, Przemek…- szepnęłam. Odskoczył jak poparzony… Zaczął się
tłumaczyć, a potem wyszedł. Tak po prostu. Byłam pewna, że słyszałam jak mówi
że mnie kocha i że przeprasza. Czekałam aż zawróci. Ale nie zrobił tego. Zamiast
niego przyszedł do mnie Sambor. Pytał jak się czuję. Badał mnie. Wciąż było mi
słabo. Cały czas czekałam na brata.
-Hana?
Słuchasz mnie?- Michał złapał mnie za
ramię. Spojrzałam na niego tępym wzrokiem.
-Tak…
A co mówiłeś?- uśmiechnął się szeroko. Jednak mi nie było do śmiechu.
-Że
z Krzysztofem jest coraz lepiej.
-To
super- szepnęłam, jednak chyba nawet Sambor wyczuł mój brak entuzjazmu.
~*~*~*~*~*~*~*~*~
-Wiesz
Piotr… To chyba nie jest najlepszy pomysł- powiedziała Goldberg zapinając pas.-
Zawieź mnie po prostu do mnie do mieszkania i tam przywieź dzieciaki.
-Mi
się wydaje, że dla niech lepiej będzie dla nich, jak zobaczą cię znowu, w domu
w którym mieszkają od prawie trzech miesięcy.- spojrzał na nią odpalając silnik
samochodu.
-Boję
się bardziej o reakcje twojej kobiety…
-Aśka
sama to zaproponowała. Poza tym nie wie przecież, że wciąż ze sobą sypiamy.- na
jego słowa Hana poczuła palące ciepło na policzkach. Gawryło uśmiechnął się na
ten widok.- Uwielbiam ja się rumienisz… ślicznie wtedy wyglądasz- przejechał
zewnętrzną częścią dłoni po jej twarzy.
-Przestań-
zwaliła jego rękę.
-Przemek
się odezwał?- położył rękę na gałce zmiany biegów.
-
Nie… Nie odebrał nawet telefonu.- spojrzała na jego profil.
-Daj
mu jeszcze trochę czasu…- zaproponował.
-Tęsknię
za nim… Myślałam, że już będzie między nami dobrze, ale widocznie się
przeliczyłam. – położyła dłoń na jego dłoni. Jego kąciki ust powędrowały w
górę. Spojrzał na nią. Siedziała poważna.
-Zaraz
będziemy. Dzieciaki nie mogą się ciebie doczekać.
-Ja
też…- na myśl o swoich pociechach jej oczy zaiskrzyły. Do końca drogi nie
rozmawiali ze sobą. Gdy dojechali Piotr pomógł jej wysiąść. Podeszli do klatki.
Gawryło zaczął klepać się po kieszeniach.
-Chyba
nie wziąłem kluczy do mieszkania.- rzucił speszony. Kobieta uśmiechnęła się
szeroko i objęła go. Włożyła dłonie do jego tylnych kieszeni wtulając głowę w
jego tors.- Co robisz?- podążył zaskoczony za jej rękoma.
-Pomagam
ci szukać. Jak dzieci śpią to lepiej nie dzwonić…- szepnęła.
-Wysyłasz
mi sprzeczne sygnały, Hana…
-Nie
wysyłam ci żadnych sygnałów- puściła mu oczko.- po prostu chciałam ci
pomóc.- nacisnęła guzik domofonu. Drzwi się
otworzyły i Gawryło przepuścił Hanę w drzwiach. Pojechali windą na 6 piętro. Drzwi
do mieszkania czekały na nich szeroko otwarte. Piotr wskazał ręką, żeby kobieta
weszła pierwsza.
-Idź
ty…- szepnęła. Uśmiechnął się i wszedł. Skierowali się do salonu. Na kanapie
siedział jej syn. Kolorował jakąś książeczkę. Hana spojrzała na Piotra
pytająco, a ten kiwnął głową. Kobieta podeszła do sofy i usiadła obok Ksendka.
-Cześć,
kochanie…- szepnęła, ale chłopiec spojrzał na nią tylko wystraszony.-
stęskniłam się za tobą.- położyła dłoń na jego główce, jednak on się odsunął. Hana
podniosła wzrok. W tym samym momencie do salonu weszła wysoka brunetka. Na rękach
trzymała zaspaną Itkę.
-Cześć…
Jestem Asia- podeszła do Hany i podała jej rękę.
-Hana…-
blondynka uścisnęła lekko jej dłoń i
spojrzała na swoją córeczkę. Urosła od czasu kiedy widziała ją po raz ostatni. Włoski
jej wyjaśniały i zaczęły się kręcić.
-Możesz
ją wziąć- uśmiechnęła się kobieta. Hana obejrzała się na Ksendka, który wciąż
wpatrywał się w nią przenikliwym wzrokiem. Wyciągnęła przed siebie ręce i
wzięła małą. Dziewczynka spojrzała przestraszona na Aśkę zaniosła się głośnym
płaczem. W jej ślady poszedł jej straszy brat. Aśka chwyciła Itkę i niemal
wyrwała ją Hanie. Piotr wziął na ręce syna. Chwilę trwało, zanim dzieci się
uspokoiły Hana w tym czasie wyszła do kuchni. Nie wiedziała co ma robić. Była roztrzęsiona.
Jej dzieci, które były dla niej wszystkim, nie poznały jej. Co więcej, bały się
jej. Oparła się o blat. Po jej policzku popłynęła łza. Usłyszała jak ktoś
wchodzi. To była Aśka. Mierzyła ją wzrokiem, który przyprawiał Hanę o jeszcze
większe poczucie winy. Brunetka podchodziła coraz bliżej.
-Myślisz, że
teraz pstrykniesz palcami i już wszystko będzie w porządku?- spojrzała na nią z
wyrzutem.
-O czym ty
mówisz?
-Doskonale
wiesz. To tak nie działa. Nie było cię tyle czasu a teraz oczekujesz, że
wszyscy padną do twych stóp i będzie jak dawniej. Ale wiele się zmieniło. Teraz
Piotr już nie leci na każde twoje skinienie. Dzieci też już cie olały. Teraz
jest mój czas. A ty powinnaś się usunąć w cień.
-Słucham?-
wydusiła z siebie Hana z nutą drwiny. Mimo iż sytuacja przed chwilą ją dobiła,
to teraz miała szczerą ochotę się śmiać. I jednocześnie dotarło do niej, że
Aśka zgrywa aniołka tylko przy Piotrze.
-Wydaje mi
się, że wszystko dobrze słyszałaś. A teraz możesz już iść. bo jakbyś jeszcze
nie zauważyła to nikt cię tutaj nie chce.
-Zdziwiłabyś
się.- blondynka ją wyminęła i wróciła do salon. Piotr trzymał dzieci na
kolanach.- Będę już szła. Wpadnij z nimi jutro, ok.?
-Zawiozę
cię.
-Nie… chcę
się przejść. Przywieź mi tylko potem rzeczy. Pa maluchy- pomachała swoim dzieciom.
Nie otrzymała żadnej odpowiedzi. Wzięła torebkę i wyszła. Szła ulicami Warszawy
i myślała. Wiedziała, że nie jest idealną mamą. Nie umiała być idealna. Jej matka
nigdy nie dała jej przykładu jaka powinna być dla swoich dzieci. Ale nie
wiedziała co zrobiła aż tak źle, że dzieciaki jej nie chcą. Łzy spływały jej po
policzkach, jednak nie miała ochoty nawet ich ocierać. Szła przed siebie. Niebo
napływało ciemnymi chmurami. W oddali słychać było grzmoty. Ludzie przyspieszali
kroku, żeby uniknąć konfrontacji z żywiołem. Jej było wszystko jedno. Nie przyspieszyła
nawet gdy zaczęło padać. Deszcz zmieszany z gradem bombardował ją ze wszystkich
stron. Szła przed siebie. Szła, dopóki drogo nie zajechał jej motocykl. Właściciel
wstał i otworzył siedzenie. Wyjął z niego kask, który jej podał.
-Siadaj!-
krzyknął, żeby zagłuszyć burzę. Hana nałożyła nakrycie na głowę i usiadła za
mężczyzną. Nie jechali długo, jednak pokonali spory dystans. Podjechali pod
małą kawiarnię i zaparkowali pod małą altaną.
-Po co mnie
tu przywiozłeś?- rzuciła podając mu kask.
-Chciałem z
tobą pogadać Hana…
-Dzwoniłam. Nie
odbierałeś…- spojrzała na niego z wyrzutem.
-Przepraszam…
A teraz chodź do środka. Porozmawiamy na spokojnie, ok.?- kiwnęła głową i
ruszyła za bratem do kawiarni. Usiedli przy swoim starym stoliku. Podszedł do
nich kelner.
-Czy mogę
odebrać od państwa zamówienie?- kobieta spojrzała na brata.
-Poproszę
latte z karmelem z jedną kostką cukru. I assam bez cukru.- uśmiechnął się do
Hany. Kelner zapisał ich zamówienie i odszedł od stolika.
-Nie
spodziewałam się, że pamiętasz jaką herbatę lubię.- także lekko się uśmiechnęła.
Przez chwilę siedzieli w milczeniu.
-Czemu
spacerujesz w taką pogodę? Dopiero wyszłaś ze szpitala. Chcesz tam wrócić z
anginą?- rzucił z lekkim wyrzutem.
-Uwierz, że naprawdę
jest mi wszystko jedno.- spuściła wzrok.
-Coś się
stało?- złapał ją za rękę.
-Nie chce mi
się o tym gadać.- powiedziała, kiedy dostali swoje zamówienie. Patrzyła na
Przemka, wciąż nie dowierzając, że siedzi tu razem z nią.
-Wiesz, że
możesz mi powiedzieć o wszystkim, prawda?
-Wiem.
-Hana… Ja…
Tamte przeprosiny w szpitalu… Były szczere. Chciałbym naprawić to wszystko
między nami. Oczywiście jeśli się zgodzisz.- spojrzał na nią pytająco, wręcz
prosząco. Nic nie odpowiedziała. Tylko kiwnęła mu głową.
-Moje dzieci
się mnie boją.- szepnęła w końcu. Spuściła wzrok, żeby nie patrzeć bratu w
oczy.
-Czemu?
-Nie wiem.
Boje się, że całkiem je straciłam. Ten aniołek z różkami mi je odebrał.
-Hana… to ty
jesteś ich mamą. To ciebie kochają. Dawno cię nie widziały. Ale obiecuje ci, że
wszystko wkrótce wróci do normy.
-A jeśli
nie?
- Zabierz je
z powrotem do siebie…
-To nie
takie łatwe, Przemek. Przywiązały się do Piotra… i do tego szatana w spódnicy. Wiesz
co ona mi powiedziała?
Rozmawiali
ze sobą jeszcze dobrą godzinę. Nie była to taka rozmowa, jak te z dawnych lat,
jednak zrobili jakiś krok ku sobie. Potem Przemek odwiózł ją do domu. Była tak
padnięta, że zasnęła nawet bez kąpieli.
~*~*~*~*~*~*~*~
-Wiesz
Piotr? Kocham cię…- szepnęła wtulając się w nagi tors swojego faceta.
-Ja cię też…-
pocałował ją w czubek głowy.
-Co tu się
dzieje?!- do sypialni wpadła rozwścieczona Aśka.
-Kochanie…
To nie tak jak myślisz…- Piotr wyskoczył z łóżka i zaczął się ubierać. Hana
leżała oparta na łokciach. Nie mogła się ruszyć.
-Robisz ze
mnie idiotkę?! Od dawna to się ciągnie?!- rzuciła w Gawryłę koszulką.
-Nie.-
podszedł do niej z wyciągniętymi rękoma.
-Wynoś się
stąd. Wynoście się oboje!- odepchnęła go.
-Asiu…
-JUŻ!
-Zachowujesz
się, jak dzieciak! Daj mi to wytłumaczyć, nie przerywając, ok?!
-Zniszczę
cię! Zniszczę was oboje.- rzuciła w kierunku Hany, a jej twarz zaczęła
przybierać kształt głowy węża. Źrenice zrobiły się podłużne, a tęczówka rozlała
się zielenią na całą gałkę. Z ust wyłonił się cienki rozdwojony język.
~*~*~*~*~*~*~*~
Gdy zadzwonił budzik, Hana poderwała się z łóżka cała zapocona. Tego koszmaru z pewnością na długo nie zapomni...
Mam nadzieję, że wam się podobało ;) Wyraźcie swoją opinię w komentarzach(dacie rade 25? :P).
W razie pytań zapraszam was na:
Maila: al0998@wp.pl
GG: 52803613
Aska: http://ask.fm/CobraAleks
GG: 52803613
Aska: http://ask.fm/CobraAleks
i FB: https://pl-pl.facebook.com/pages/Hapi-forever/811541645528597
Czytajcie, komentujcie, udostępniajcie!
Tym którzy zakończyli już swój rok szkolny, życzę udanych wakacji :*
Pozdrawiam,
Alex