Piotr i Hana

Piotr i Hana

niedziela, 17 sierpnia 2014

Rozdział 19 "Na mnie nie licz"




Po skończonym dyżurze odebrała od Wójcika wszystkie papiery. Skierowała się w stronę lekarskiego, żeby się przebrać. A potem miała umówione spotkanie z Piotrem. Weszła do przebieralni. Położyła swoje wyniki koło torebki i zdjęła kitel. Odwiesiła go na miejsce i usiadła na krześle w rogu małego pomieszczenia. Wzięła do ręki stos kartek. Recepta, karteczka z tym jakie witaminy ma brać, opis rozwoju jej malucha i wydruk z USG. Spojrzała na czarno-białe fotografie. Było na nich JEJ dziecko. Jej i Piotra. Postanowiła, że dziś mu powie, że będą rodzicami. Schowała zdjęcia do kieszeni, a resztę wrzuciła do torebki. Spojrzała na zegarek. Piotr pewnie już na nią czekał. Złapała torbę i wyszła. Na korytarzu spotkała jeszcze Radwana, ale szybko go zbyła. Wyszła przed szpital. Piotr siedział na ICH ławeczce. Podeszła do niego.
-Hej- uśmiechnęła się
-Cześć, jedziemy?- spojrzał na nią smutnym wzrokiem, jednak ona tego nie zauważyła.
-Tak, chodź.- powiedziała, a on wstał. Poszli na piechotę do pobliskiej herbaciarni. Weszli do środka i zajęli wolny stolik pod oknem. Piotr poszedł złożyć zamówienie, a ona spojrzała na ulicę, było jeszcze jasno. Sięgnęła do swojej kieszeni i wyciągnęła z niej zdjęcia swojego maluszka. Spojrzała na nie delikatnie się uśmiechając.  Położyła je na kolanach i spojrzała na Piotra. Właśnie odbierał ich napoje. Po chwili już szedł w jej kierunku. Uśmiechnęła się do niego. Postawił przed nią filiżankę.
-Dziękuję, Piotr…
-Nie ma za co- usiadł naprzeciwko niej.- więc o czym chcesz ze mną rozmawiać?
-Może ty podrzucisz jakiś temat?- zapytała przekręcając głowę na bok. Uniosła filiżankę i zatopiła usta w swoim napoju.
-Niestety nie mam pomysłu.- spojrzał na nią przenikliwym wzrokiem.
-Piotr… bo jest coś….- zaczęła niepewnie.
-Co się dzieje Hana masz jakieś kłopoty?
-Nie, po prostu… a z resztą sam spójrz.- powiedziała i podała mu wydruk USG. Przyglądał się mu zdziwiony.
-Co to jest?- zapytał po chwili.
-NASZE dziecko, Piotr…
-Jak to nasze dziecko?- pytał. Widać było że jest coraz bardziej skołowany.
-Udało na się. Będziemy rodzicami…- mówiła ożywiona. On zamknął oczy. Do jego głowy wróciły jej słowa „Obudziłeś się w porę”, sprawiła mu nimi straszną przykrość. Chociaż sam przed sobą nie chciał się do tego przyznać to wiedział, że zraniła jego ego.
-Będę płacić ci takie alimenty jakie będziesz chciała… I będę chciał się z nim widywać. Chcę, żeby wiedziało, że jestem jego ojcem.- mówił spokojnie patrząc na poważniejącą twarz Goldberg.
-O czym ty mówisz, Piotr?- zapytała ze łzami w oczach.
-Chyba słyszysz o czym mówię. Nie zostawię teraz Mojej rodziny, bo ty masz takie „widzi mi się”.- mówił sam się sobie dziwiąc, że jest do tego zdolny. Przecież ją kochał.  Jednak w głębi serca czuł coś dziwnego. Jakby strach… strach, że Hana znów go zrani. Wiedział, że to jest nie fair wobec niej, i wobec dziecka, ale nie miał innego wyjścia.- dostaniesz tyle pieniędzy ile będziesz chciała.
-Nie chcę twoich pieniędzy.- powiedziała wstając. Gawryło widział, że jest bliska płaczu. Zabrała od niego zdjęcia i wyszła z herbaciarni.  Szła, a nawet biegła w stronę szpitala. Ledwo powstrzymywała łzy. Dobiegła do swojego samochodu. Zaczęła w torebce szukać kluczyków. Poczuła na swoich policzkach łzy. W końcu wygrzebała pęk kluczy z dna torebki. Otworzyła auto i wsiadła. Próbowała włożyć kluczę do stacyjki, jednak ręce zbyt jej się trzęsły. Zamknęła oczy i wzięła głęboki oddech.
-Goldberg… ogarnij się. To nie koniec świata- mówiła do siebie.  Zaczęła myśleć ile jej pacjentek jest samotnymi matkami i jakoś dają sobie radę. Czemu z nią miałoby być inaczej. Zakończy wszystkie sprawy tu i wróci do Izraela. Będzie tam mogła liczyć na pomoc rodziców, sióstr… wypuściła głośno powietrze i sięgnęła po swój telefon.  Chwilę się zastanowiła. Potem rzuciła go powrotem do torebki. Powoli włożyła kluczyk do stacyjki i odpaliła auto. Spojrzała w lusterko. W stronę jej samochodu szedł Gawryło. Położyła drżące ręce na kierownicy i wyjechała z miejsca parkingowego. Gawryło przyspieszył. Jednak ona opuściła teren szpitala.

……………………………………………………………………………………………………………………………………………………..........

Spojrzał za nią przez okno kiedy niemalże biegiem wracała pod szpital. Czuł coś w rodzaju kaca moralnego. Nie powinien jej tak zostawiać. Przecież ją kocha. I jeszcze teraz będą mieli dziecko.  Wstał i wyszedł z lokalu. Ruszył w kierunku swojego miejsca pracy. Kiedy wszedł na parking jej samochód jeszcze tam był. Uchwycił jej spojrzenie w lusterku. Ruszyła.  Przyspieszył kroku. Chciał jej wszystko wyjaśnić. Przeprosić.   Był już prawie przy jej samochodzie, kiedy odjechała. Wściekły usiadł na ławce i schował twarz w dłoniach. Przecież  nie powinien jej teraz denerwować. Zaczął się zastanawiać, czy jechać za nią. A co jeśli go nie wpuści? Trudno. Będzie czekał pod jej drzwiami tak długo, aż mu otworzy i pozwoli porozmawiać. Jak zdecydował tak zrobił.



Czytajcie, komentujcie, udostępniajcie...

15 kom= next ;)

Pozdrawiam 
Aleks