Piotr i Hana

Piotr i Hana

sobota, 21 marca 2015

Rozdział 4


Znowu krótka część, ale zależało mi, żeby było dziś.


Od tej sytuacji minęło już około miesiąca. Nie widziałem przez ten czas Hany. Byłem kilkakrotnie u nich w mieszkaniu ale nikt mi nie otwierał. Radwana także nie widziałem. W szpitalu chodziły plotki, że wziął urlop. I prawdopodobnie była to prawda. Nie odbierali moich telefonów. Nie wiedziałem co się dzieje z Haną, ani z moim synem… ani córką. Czułem się strasznie. Oszukany, zdradzony… To znanie na jej ramieniu. Miałem takie samo… Mój ojciec też… I Ksendek. Jak to się stało, że Radwan nic nie zauważył? I dlaczego do cholery Hana mi o niczym nie powiedziała?! Byłem wściekły. Na siebie, że się niczego nie domyśliłem. Na Hanę, że ukrywała przede mną tak ważną sprawę. Na Krzysztofa… na niego za wszystko. Że zabrał mi żonę, dzieci, dom. Słowem wszystko. Chciałem dać im spokój, pozwolić żyć w spokoju. Ale teraz? Teraz wiedziałem, że muszę odzyskać Hanę i dzieciaki… Był tylko jeden problem, Aśka… Moja narzeczona… Co miałem jej powiedzieć? Że bardzo mi przykro, ale to koniec, bo dalej kocham moją żonę? Nie mogłem jej tego zrobić. Ją też kochałem, ale nie tak jak Hanę… z rozmyślań wyrwał mnie głos przełożonej.
-Piotr… Słuchasz mnie?- rzuciła z lekkim oburzeniem Wiki.
-Tak… Nie do końca.- zrobiłem słodką minkę mając nadzieję, że ją udobrucham. Zaśmiała się i pokręciła głową. Udało się…
-Operujesz z Samborem nowotwór ślinianek. Za karę sam zapoznasz się z historią choroby…
-O nie… Na pewno nie podołam temu okropnemu zadaniu- zaśmiałem się, przez co oberwałem teczką z wynikami badań.
-Nie wiem co będzie, jak Hana szybko nie wróci…
-Nie bardzo rozumiem- zmarszczyłem brwi.
-Przecież wszyscy zauważyli, że zrobiłeś się rozkojarzony, po tym jak wyjechała.
-Idź już….

~*~*~*~*~*~*~*~

Byłam rozdarta… Piotr nie mógł poznać prawdy. Chyba że już ją znał… Wiem, że moja ucieczka nie była żadnym rozwiązaniem, ale to było jedyne co przyszło mi wtedy do głowy. Ale nadszedł już czas, żeby wracać i stawić czoła problemom. Siedziałam na plaży z dziećmi, a Krzysztof kończył pakować nasze rzeczy. To wszystko było naprawdę bardzo zagmatwane… Moje życie w tym momencie przypominało jakąś meksykańską telenowele. W ogóle, to gdyby to zależało ode mnie, wcale byśmy nie wracali do domu. Zostałabym tu na zawsze. Albo w ogóle  wróciła do Izraela. Ale Krzysztof się uparł. Ksendek już usypiał w moich ramionach… miałam nadzieję, że Itka szybko się nie obudzi i będę miała chwilę dla siebie. Bardzo mi się podobało to miejsce. Plaża była dzika, tylko ja i moje dzieci. Zdjęłam Ksendka z kolan i położyłam go na kocu. Przykryłam go pieluszką i wstałam. Podeszłam do morza. Uniosłam moją sukienkę do kolan i zrobiłam dwa kroki do wody. Była zimna. Lodowata. Wróciłam na brzeg i zrzuciła z siebie sukienkę. Cała zanurzyłam się w zimnej wodzie, która choć na moment zmyła ze mnie wszystkie troski. Nie mogłam odpłynąć zbyt daleko. Musiałam mieć oko na moje maluchy. Z każdą chwilą robiło mi się coraz cieplej. Zamoczyłam włosy. Było mi dobrze. Ale oczywiście jak zawsze musiał to koś popsuć.
-Hana! Hana, musimy już jechać!- krzyczał w moją stronę mój mąż.
-Zamknij się bo mi dzieci obudzisz!- odkrzyknęłam mu i zaczęłam płynąć w jego stronę. Jak zwykle musiał mi przeszkodzić. Wyszłam na brzeg, a mój mąż zjechał mnie wzrokiem.
-Nie boisz się, że ktoś przyjdzie i cię nakryje?-  rzucił mi ręcznik.
-Nie dawno mówiłeś, że nie ma szans, żeby ktoś się tu zjawił.
-To nie powód, żebyś spacerowała tu nago…
-Daj spokój.- ucięłam, zakładając swoją sukienkę.
-Budzić ich, czy przenieść na śpiąco?- zapytał kucając koło Ksendka.
-Na śpiąco. Skoro mamy jechać, to jedźmy…- Krzysztof wziął małego, a ja pchnęłam wózek z Itką w stronę samochodu.
-Dlaczego jesteś dla mnie taka nie przyjemna ostatnio?- w pewnym momencie zapytał mój mąż.
-Nie wiem, o czym mówisz.- spojrzałam na niego.
-Wiesz… Wiem, że martwisz się TĄ sprawą, ale dlaczego jednocześnie mnie odpychasz?
-Nie odpycham…- wyjęłam malutką z wózka i wsadziłam ją do fotelika w samochodzie. Krzysztof złożył wózek i włożył go do bagażnika. Wsiadłam i zapięłam pasy. Czekała nas długa podróż. Mój mąż wsiadł i odpalił silnik.
-Porozmawiaj ze mną…- położył dłoń na moim udzie.
-Zapnij pasy…- związałam swoje mokre jeszcze włosy.
-Hana… Musisz ze mną porozmawiać!
-Rozmawiam. A ty nie krzycz, bo jak obudzisz któreś z moich dzieci, to cię zamorduję.- powiedziałam obracając się w stronę okna. Krzysztof zrezygnowany wypuścił powietrze.- nie chcę wracać.-szepnęłam.
-Ale wrócisz- był wściekły. Przez resztę drogi nie odzywałam się do niego. On zadawał jakieś pytania, ale nawet nie słuchałam. W pewnym momencie zasnęłam. Nie wiem nawet kiedy. A potem długo nie mogłam się obudzić… 



Może 20 kom? ;P