Znowu krótka część, ale zależało mi, żeby było dziś.
Od
tej sytuacji minęło już około miesiąca. Nie widziałem przez ten czas Hany.
Byłem kilkakrotnie u nich w mieszkaniu ale nikt mi nie otwierał. Radwana także
nie widziałem. W szpitalu chodziły plotki, że wziął urlop. I prawdopodobnie
była to prawda. Nie odbierali moich telefonów. Nie wiedziałem co się dzieje z
Haną, ani z moim synem… ani córką. Czułem się strasznie. Oszukany, zdradzony…
To znanie na jej ramieniu. Miałem takie samo… Mój ojciec też… I Ksendek. Jak to
się stało, że Radwan nic nie zauważył? I dlaczego do cholery Hana mi o niczym
nie powiedziała?! Byłem wściekły. Na siebie, że się niczego nie domyśliłem. Na
Hanę, że ukrywała przede mną tak ważną sprawę. Na Krzysztofa… na niego za
wszystko. Że zabrał mi żonę, dzieci, dom. Słowem wszystko. Chciałem dać im
spokój, pozwolić żyć w spokoju. Ale teraz? Teraz wiedziałem, że muszę odzyskać
Hanę i dzieciaki… Był tylko jeden problem, Aśka… Moja narzeczona… Co miałem jej
powiedzieć? Że bardzo mi przykro, ale to koniec, bo dalej kocham moją żonę? Nie
mogłem jej tego zrobić. Ją też kochałem, ale nie tak jak Hanę… z rozmyślań
wyrwał mnie głos przełożonej.
-Piotr…
Słuchasz mnie?- rzuciła z lekkim oburzeniem Wiki.
-Tak…
Nie do końca.- zrobiłem słodką minkę mając nadzieję, że ją udobrucham. Zaśmiała
się i pokręciła głową. Udało się…
-Operujesz
z Samborem nowotwór ślinianek. Za karę sam zapoznasz się z historią choroby…
-O
nie… Na pewno nie podołam temu okropnemu zadaniu- zaśmiałem się, przez co
oberwałem teczką z wynikami badań.
-Nie
wiem co będzie, jak Hana szybko nie wróci…
-Nie
bardzo rozumiem- zmarszczyłem brwi.
-Przecież
wszyscy zauważyli, że zrobiłeś się rozkojarzony, po tym jak wyjechała.
-Idź
już….
~*~*~*~*~*~*~*~
Byłam rozdarta… Piotr nie
mógł poznać prawdy. Chyba że już ją znał… Wiem, że moja ucieczka nie była
żadnym rozwiązaniem, ale to było jedyne co przyszło mi wtedy do głowy. Ale
nadszedł już czas, żeby wracać i stawić czoła problemom. Siedziałam na plaży z
dziećmi, a Krzysztof kończył pakować nasze rzeczy. To wszystko było naprawdę
bardzo zagmatwane… Moje życie w tym momencie przypominało jakąś meksykańską
telenowele. W ogóle, to gdyby to zależało ode mnie, wcale byśmy nie wracali do
domu. Zostałabym tu na zawsze. Albo w ogóle
wróciła do Izraela. Ale Krzysztof się uparł. Ksendek już usypiał w moich
ramionach… miałam nadzieję, że Itka szybko się nie obudzi i będę miała chwilę
dla siebie. Bardzo mi się podobało to miejsce. Plaża była dzika, tylko ja i
moje dzieci. Zdjęłam Ksendka z kolan i położyłam go na kocu. Przykryłam go
pieluszką i wstałam. Podeszłam do morza. Uniosłam moją sukienkę do kolan i
zrobiłam dwa kroki do wody. Była zimna. Lodowata. Wróciłam na brzeg i zrzuciła
z siebie sukienkę. Cała zanurzyłam się w zimnej wodzie, która choć na moment zmyła
ze mnie wszystkie troski. Nie mogłam odpłynąć zbyt daleko. Musiałam mieć oko na
moje maluchy. Z każdą chwilą robiło mi się coraz cieplej. Zamoczyłam włosy.
Było mi dobrze. Ale oczywiście jak zawsze musiał to koś popsuć.
-Hana! Hana, musimy już
jechać!- krzyczał w moją stronę mój mąż.
-Zamknij się bo mi dzieci
obudzisz!- odkrzyknęłam mu i zaczęłam płynąć w jego stronę. Jak zwykle musiał
mi przeszkodzić. Wyszłam na brzeg, a mój mąż zjechał mnie wzrokiem.
-Nie boisz się, że ktoś
przyjdzie i cię nakryje?- rzucił mi
ręcznik.
-Nie dawno mówiłeś, że nie ma szans, żeby ktoś się tu zjawił.
-Nie dawno mówiłeś, że nie ma szans, żeby ktoś się tu zjawił.
-To nie powód, żebyś
spacerowała tu nago…
-Daj spokój.- ucięłam,
zakładając swoją sukienkę.
-Budzić ich, czy przenieść na
śpiąco?- zapytał kucając koło Ksendka.
-Na śpiąco. Skoro mamy
jechać, to jedźmy…- Krzysztof wziął małego, a ja pchnęłam wózek z Itką w stronę
samochodu.
-Dlaczego jesteś dla mnie
taka nie przyjemna ostatnio?- w pewnym momencie zapytał mój mąż.
-Nie wiem, o czym mówisz.-
spojrzałam na niego.
-Wiesz… Wiem, że martwisz się
TĄ sprawą, ale dlaczego jednocześnie mnie odpychasz?
-Nie odpycham…- wyjęłam
malutką z wózka i wsadziłam ją do fotelika w samochodzie. Krzysztof złożył
wózek i włożył go do bagażnika. Wsiadłam i zapięłam pasy. Czekała nas długa
podróż. Mój mąż wsiadł i odpalił silnik.
-Porozmawiaj ze mną…- położył
dłoń na moim udzie.
-Zapnij pasy…- związałam
swoje mokre jeszcze włosy.
-Hana… Musisz ze mną
porozmawiać!
-Rozmawiam. A ty nie krzycz,
bo jak obudzisz któreś z moich dzieci, to cię zamorduję.- powiedziałam
obracając się w stronę okna. Krzysztof zrezygnowany wypuścił powietrze.- nie
chcę wracać.-szepnęłam.
-Ale wrócisz- był wściekły.
Przez resztę drogi nie odzywałam się do niego. On zadawał jakieś pytania, ale nawet
nie słuchałam. W pewnym momencie zasnęłam. Nie wiem nawet kiedy. A potem długo
nie mogłam się obudzić…
Może 20 kom? ;P