Chodziliśmy
po ogrodzie zoologicznym już dobrą godzinę. Ale nie narzekałam. Uwielbiałam
zwierzęta, tak samo zresztą jak mój synek. Piotr też wyglądał na zadowolonego.
No właśnie… Piotr… od wyjścia z mieszkania nie rozmawialiśmy zbyt dużo… padały
takie kwestie jak pogoda, zdrowie moich dzieci, czy też moje. Był uprzejmy, ale
zdystansowany. Ksendek szedł metr przed nami, a Piotr pchał wózek w którym, mój
malutki chłopczyk nie chciał siedzieć.
-Usiądziemy?-
zapytałam Piotra, wskazując na ławkę. Kiwnął lekko głową i podszedł do młodego.
Wziął go na ręce, mimo protestów Juniora. Usiedliśmy z Piotrem na ławce, przed
czym Gawryło wsadził małego do wózka. Dałam mojemu synkowi batonika, i
spojrzałam na Piotra. Patrzył tępo przed siebie. Położyłam mu dłoń na ramieniu,
jednak on nie zareagował. Lekko go objęłam, kładąc głowę na jego ramieniu.
Uniosłam twarz do góry, żeby zobaczyć jego reakcję. Lekko się uśmiechnął.
-Hejj… stało
się coś?- zapytałam głaszcząc go po jego uroczym zaroście.
-Nie.-
szepnął tak, że ledwo usłyszałam
-To czemu
jesteś taki… apatyczny?
- Nie
wyspałem się dziś troszkę, wiesz?- szepnął mi do ucha.
-Buuuziiiii-
krzyknął mój synek, przez co oboje z Piotrem zaczęliśmy się śmiać. Wyjęłam go z
wózka i posadziłam sobie na kolanach. Wtulił się w moje piersi uważnie
obserwując Piotra. Wyjęłam z torebki paczkę chusteczek i wytarłam mu buzię,
którą ubrudził od batona.
-Jest taki
do ciebie podobny…- rzucił niespodziewanie Piotr, głaszcząc brązowe kędziorki
naszego synka. Uśmiechnęłam się tylko, ponieważ nic innego nie przychodziło mi
do głowy.- Słyszałem, że Krzysztof jedzie w jakąś delegację…- spojrzał na mnie
pytająco.
-Niestety…
Tretter wysłał go na szkolenie do Berlina… Ma go nie być cały miesiąc-
skrzywiłam się.
-Przykro
mi…- wziął ode mnie Ksendka.- Wracamy?- kiwnęłam głową. Szliśmy powoli do
wyjścia. Niosłam Ksendka, a Gawryło pchał wózek.- Nie powinnaś go dźwigać. Nie dawno
urodziłaś, a on już nie waży trzech kilo…- uśmiechnął się Piotr.
-Nie waży
też pięćdziesięciu… - pokazałam mu język. Zanim się spostrzegliśmy wyszliśmy z
ZOO. Nie wiem jakim cudem Piotrowi udało się zaparkować tak blisko bramy, ale
bardzo się cieszyłam, że nie musimy iść przez następne pół godziny do samochodu.
Zapięłam Ksendka w jego foteliku. Pocałowałam go w czoło i zamknęłam drzwi. Wsiadłam
z przodu. Zapięłam pasy, a po chwili Piotr ruszył z miejsca. Jechaliśmy w
milczeniu. Od tej ciszy bolała mnie głowa. Postanowiłam włączyć radio. Gdy wyciągnęłam
dłoń w stronę urządzenia, ręce moje i Piotr się spotkały. Złapałam jego dłoń i
lekko ją ścisnęłam. Uśmiechnął się do mnie, a ja złożyłam delikatny pocałunek na
zewnętrznej części dłoni. Wiedziałam, że nie powinnam tego robić, przecież
miałam męża, ale nie mogłam się powstrzymać. Wiedziałam, że nie powinnam
wysyłać mu tak wyraźnych sygnałów. Spojrzałam w tylnie lusterko. Ksendek już
zdążył zasnąć. Spojrzałam na Gawryłę lekko przechylając głowę. On także na mnie
spojrzał.
-Zjedź na
pobocze…- rzuciłam niemalże szeptem.
-Ale Hana…-
spojrzał na mnie z nie małym zdziwieniem.
-Powiedziałam
zjedź…
-Wiesz jak
to się skończyło ostatnio…
-Chcę cię
tylko pocałować. To chyba nic złego…- lekko wydęłam usta. Piotr na moment
zamknął oczy. Po chwili skręcił, wjeżdżając w leśną dróżkę.
-A jak mały
się obudzi?
-Nie obudzi…
ma twardy sen, jak jego tatuś…- mówiłam głaszcząc go po policzku. Odpięłam pasy.
Przygryzłam wargę i nachyliłam się. Widziałam, jak Gawryło spojrzał się na mój
dekold, który w tym momencie wiele pokazywał. Zaśmiałam się, a następnie
namiętnie go pocałowałam. Przygryzałam jego wargę. Moje dłonie czochrały jego
włosy. Byłam w niebie, gdy on odwzajemnił mój pocałunek. Uwielbiałam, gdy to
robił. Całował mnie z taką pasją i namiętnością… po chwili odsunął mnie od
siebie. Spojrzał mi w oczy.
-Jedziemy
już…- szepnął. Skrzywiłam się. Zaśmiał się z mojej miny. Założył mi za ucho
kosmyk włosów. Pocałowałam go jeszcze raz, bardzo delikatnie.
-Już teraz
możemy jechać…- usiadłam prosto i zapięłam pasy. Do końca drogi nie patrzyłam
na Piotra. Gdy dojechaliśmy pod mój blok wysiadłam z samochodu. Wzięłam wciąż
śpiącego Ksendka z tylnego siedzenia.- Do zobaczenia, Piotr…- uśmiechnęłam się
do niego. Ruszyłam w stronę bloku, nie odwracając się za siebie. Gdy weszłam do
mieszkania, panowała tam straszna cisza. Zaniosłam Ksendka do jego pokoju i
zdjęłam z niego wierzchnie ciuchy. Zaczęłam szukać Krzyśka i Itki. Mój mąż spał
w sypialni, a obok niego leżała moja malutka księżniczka. Ona nie spała… leżała
na łóżku i poruszała się uroczo. Podeszłam do niej i wzięłam ją na ręce.
-Cześć,
słodziaku… Opiekowałaś się tatusiem? – mówiłam do niej, przenosząc ją do
salonu. Usiadłam z moim aniołkiem na kanapie i zaczęłam ją karmić. Była taka
malutka. Głaskałam ją po główce. Szybko zasnęła. Zaniosłam ją do kołyski. Postanowiłam
także się położyć. Zdjęłam swoje szpilki, i poszłam do łóżka. Mój mąż spał jak
zabity. Objęłam go i przytknęłam czoło do jego pleców. Mmm… pachniał tak
ładnie. Pocałowałam go w kark. Nie wiem
nawet kiedy zasnęłam.
Taka krótka część... mam nadzieję, że wam się podoba... ;)
czytajcie, komentujcie udostępniajcie :P
Pozdrawiam,
Aleks