Piotr i Hana

Piotr i Hana

sobota, 21 lutego 2015

ROZDZIAŁ II


Chodziliśmy po ogrodzie zoologicznym już dobrą godzinę. Ale nie narzekałam. Uwielbiałam zwierzęta, tak samo zresztą jak mój synek. Piotr też wyglądał na zadowolonego. No właśnie… Piotr… od wyjścia z mieszkania nie rozmawialiśmy zbyt dużo… padały takie kwestie jak pogoda, zdrowie moich dzieci, czy też moje. Był uprzejmy, ale zdystansowany. Ksendek szedł metr przed nami, a Piotr pchał wózek w którym, mój malutki chłopczyk nie chciał siedzieć.
-Usiądziemy?- zapytałam Piotra, wskazując na ławkę. Kiwnął lekko głową i podszedł do młodego. Wziął go na ręce, mimo protestów Juniora. Usiedliśmy z Piotrem na ławce, przed czym Gawryło wsadził małego do wózka. Dałam mojemu synkowi batonika, i spojrzałam na Piotra. Patrzył tępo przed siebie. Położyłam mu dłoń na ramieniu, jednak on nie zareagował. Lekko go objęłam, kładąc głowę na jego ramieniu. Uniosłam twarz do góry, żeby zobaczyć jego reakcję. Lekko się uśmiechnął.
-Hejj… stało się coś?- zapytałam głaszcząc go po jego uroczym zaroście.
-Nie.- szepnął tak, że ledwo usłyszałam
-To czemu jesteś taki… apatyczny?
- Nie wyspałem się dziś troszkę, wiesz?- szepnął mi do ucha.
-Buuuziiiii- krzyknął mój synek, przez co oboje z Piotrem zaczęliśmy się śmiać. Wyjęłam go z wózka i posadziłam sobie na kolanach. Wtulił się w moje piersi uważnie obserwując Piotra. Wyjęłam z torebki paczkę chusteczek i wytarłam mu buzię, którą ubrudził od batona.
-Jest taki do ciebie podobny…- rzucił niespodziewanie Piotr, głaszcząc brązowe kędziorki naszego synka. Uśmiechnęłam się tylko, ponieważ nic innego nie przychodziło mi do głowy.- Słyszałem, że Krzysztof jedzie w jakąś delegację…- spojrzał na mnie pytająco.
-Niestety… Tretter wysłał go na szkolenie do Berlina… Ma go nie być cały miesiąc- skrzywiłam się.
-Przykro mi…- wziął ode mnie Ksendka.- Wracamy?- kiwnęłam głową. Szliśmy powoli do wyjścia. Niosłam Ksendka, a Gawryło pchał wózek.- Nie powinnaś go dźwigać. Nie dawno urodziłaś, a on już nie waży trzech kilo…- uśmiechnął się Piotr.
-Nie waży też pięćdziesięciu… - pokazałam mu język. Zanim się spostrzegliśmy wyszliśmy z ZOO. Nie wiem jakim cudem Piotrowi udało się zaparkować tak blisko bramy, ale bardzo się cieszyłam, że nie musimy iść przez następne pół godziny do samochodu. Zapięłam Ksendka w jego foteliku. Pocałowałam go w czoło i zamknęłam drzwi. Wsiadłam z przodu. Zapięłam pasy, a po chwili Piotr ruszył z miejsca. Jechaliśmy w milczeniu. Od tej ciszy bolała mnie głowa. Postanowiłam włączyć radio. Gdy wyciągnęłam dłoń w stronę urządzenia, ręce moje i Piotr się spotkały. Złapałam jego dłoń i lekko ją ścisnęłam. Uśmiechnął się do mnie, a ja złożyłam delikatny pocałunek na zewnętrznej części dłoni. Wiedziałam, że nie powinnam tego robić, przecież miałam męża, ale nie mogłam się powstrzymać. Wiedziałam, że nie powinnam wysyłać mu tak wyraźnych sygnałów. Spojrzałam w tylnie lusterko. Ksendek już zdążył zasnąć. Spojrzałam na Gawryłę lekko przechylając głowę. On także na mnie spojrzał.
-Zjedź na pobocze…- rzuciłam niemalże szeptem.
-Ale Hana…- spojrzał na mnie z nie małym zdziwieniem.
-Powiedziałam zjedź…
-Wiesz jak to się skończyło ostatnio…
-Chcę cię tylko pocałować. To chyba nic złego…- lekko wydęłam usta. Piotr na moment zamknął oczy. Po chwili skręcił, wjeżdżając w leśną dróżkę.
-A jak mały się obudzi?
-Nie obudzi… ma twardy sen, jak jego tatuś…- mówiłam głaszcząc go po policzku. Odpięłam pasy. Przygryzłam wargę i nachyliłam się. Widziałam, jak Gawryło spojrzał się na mój dekold, który w tym momencie wiele pokazywał. Zaśmiałam się, a następnie namiętnie go pocałowałam. Przygryzałam jego wargę. Moje dłonie czochrały jego włosy. Byłam w niebie, gdy on odwzajemnił mój pocałunek. Uwielbiałam, gdy to robił. Całował mnie z taką pasją i namiętnością… po chwili odsunął mnie od siebie. Spojrzał mi w oczy.
-Jedziemy już…- szepnął. Skrzywiłam się. Zaśmiał się z mojej miny. Założył mi za ucho kosmyk włosów. Pocałowałam go jeszcze raz, bardzo delikatnie.
-Już teraz możemy jechać…- usiadłam prosto i zapięłam pasy. Do końca drogi nie patrzyłam na Piotra. Gdy dojechaliśmy pod mój blok wysiadłam z samochodu. Wzięłam wciąż śpiącego Ksendka z tylnego siedzenia.- Do zobaczenia, Piotr…- uśmiechnęłam się do niego. Ruszyłam w stronę bloku, nie odwracając się za siebie. Gdy weszłam do mieszkania, panowała tam straszna cisza. Zaniosłam Ksendka do jego pokoju i zdjęłam z niego wierzchnie ciuchy. Zaczęłam szukać Krzyśka i Itki. Mój mąż spał w sypialni, a obok niego leżała moja malutka księżniczka. Ona nie spała… leżała na łóżku i poruszała się uroczo. Podeszłam do niej i wzięłam ją na ręce.
-Cześć, słodziaku… Opiekowałaś się tatusiem? – mówiłam do niej, przenosząc ją do salonu. Usiadłam z moim aniołkiem na kanapie i zaczęłam ją karmić. Była taka malutka. Głaskałam ją po główce. Szybko zasnęła. Zaniosłam ją do kołyski. Postanowiłam także się położyć. Zdjęłam swoje szpilki, i poszłam do łóżka. Mój mąż spał jak zabity. Objęłam go i przytknęłam czoło do jego pleców. Mmm… pachniał tak ładnie.  Pocałowałam go w kark. Nie wiem nawet kiedy zasnęłam.





Taka krótka część... mam nadzieję, że wam się podoba... ;)

czytajcie, komentujcie udostępniajcie :P

Pozdrawiam,
Aleks

6 komentarzy: