Rozdział
10
Kiedy byłem mały, pytałem, gdzie i czy w ogóle kończy się ten świat
Hejka! Chcę was przeprosić, że tak długo nie dawałyśmy znaku życia, ale Cobra jest bardzo zajęta, a ja mam teraz ciężki okres w szkole (pewnie większość rozumie), ale jednak mamy dla was opo. Chociaż było wątpliwe czy dziś dodamy, bo mój boski komp skasował mi pierwotną wersje (była ona o wiele dłuższa, i wg mnie lepsza). No teraz tradycyjnie podziękuję za 3752 wejścia!!! DZIĘKUJĘ!!! JESTEŚCIE WIELCY! No i oczywiście za komentarze :-) Dobra nie zanudzam was więcej, zapraszam na opo ;-)
Nie
zastanawiając się ani chwili pobiegłam za nim. Stanęłam pod salą Szymka i przez
szybę obserwowałam to co się tam dzieję. Chłopiec patrzył na Piotra
nieprzytomnym wzrokiem, ale dostrzegłam w nim również co
na kształt szacunku, podziwu, czy może nawet
miłoci?
Patrzyła jak Piotr oklepuje twarz chłopca, by go ocucić. Jak krzyczał co
do pielęgniarki. Nagle usłyszałam jego niskie Zabieramy go na OIOM
i razem z dwoma kobietami zaczął ciągnąć łóżko w moją stronę. Kiedy opuścili pomieszczenie,
Piotr rzucił do mnie krótkie "chodź",
a ja wykonałam to o co prosił. Chciałam weśjć z nimi do nowej sali
małego, ale nie miałam wystarczająco odwagi. Znów obserwowałam wszystko przez
szybę. Ruud co chwilę wstrzykiwał Szymkowi nowe dawki leków. Nagle usłyszałam
okropny pisk aparatury, który strasznie drażnił moje uszy. Piotr rozpoczął
reanimację chłopca. Po moim policzku zaczęły lecieć łzy. Nigdy nie miałam
nerwów do takich sytuacji. Nie potrafiłam patrzeć na cierpienie dzieci. Kiedy
czynnoci życiowe wróciły, Gawryło spojrzał w moim
kierunku. Zauważyłam, że on także płakał. Po chwili stał już przy mnie. Nie
mogłam już wytrzymać. Musiałam się dowiedzieć o co w tym wszystkim chodzi
Stalimy
tak doć długo. Nic nie mówilimy,
tylko patrzylimy sobie nawzajem w oczy. Nagle Hana pociągnęła
mnie za rękę. Nie wiedziałem dokąd idziemy. Wiedziałem tylko, że powinienem być
teraz z Szymkiem. Stanąłem na środku korytarza.
-Hana,
ja muszę tam wracać
- powiedziałem.
-Nie
Piotr. Teraz musimy porozmawiać.
-O
czym. Hana o czym? Możemy porozmawiać tutaj. Moglimy
to zrobić tam.
-Nie.
Chodź do mojego gabinetu.- chciałem jej odmówić,
jednak zobaczyłem jej zdeterminowane, a za razem smutne spojrzenie. Szedłem za
nią dalej. Doszlimy do jej gabinetu.
Zamknęła drzwi i posadziła mnie na kozetce. Sama usiadła obok.
-O
czym chcesz rozmawiać?
-O
tobie
i o tym co czujesz wobec Szymka
-
kiedy to usłyszałem, mylałem, że to sen. Co
miałem zrobić? Powiedzieć jej prawdę, wiedząc, że do końca życia będzie się
nade mną litować, czy skłamać? Nie mogłem skłamać. Hana nie zasługiwała na to.
A może powinienem wyjść, zostawiając jej
pytanie bez odpowiedzi? Ale wtedy doprowadziłbym do kolejnej kłótni. A tego nie
chciał. Widziałem tylko jedno rozwiązanie z tej sytuacji. Odwróciłem się w
stronę Hany. Patrzyła na mnie wyczekująco. Ja natomiast zacząłem namiętnie ją
całować. Zsunąłem z miej kitel. Kiedy dotknąłem jej nagiego ramienia, wkładając
rękę pod jej rękaw, oderwała się ode mnie.
-Seksem
mnie nie udobruchasz
- powiedziała łapiąc
oddech.
-Musimy
o tym rozmawiać?
-Tak.
Musimy.- powiedziała pewnie, a ja przymknąłem lekko oczy. Pod powiekami zaczęły
gromadzić mi się obrazy z mojego okropnego dzieciństwa.
-Też
kiedy byłem taki jak Szymek. A w zasadzie jak jego
starszy brat
-Chyba
nie bardzo rozumiem
- szepnęła, a ja
zacząłem swoją opowiedź.
-Mój
ojciec był pijakiem. I do tego okropnym sadystą
- nie byłem pewny czy
chcę mówiąc dalej. Nie chciałem by mylała, że jestem taki jak
ojciec
jednak ona położyła mi rękę na ramieniu, więc
mówiłem dalej
- kiedy był pijany, to było jeszcze pół biedy,
poawanturował się trochę i szedł spać. Jednak kiedy był trzewy
bił mnie i moją matkę. To było straszne
. Pamiętam, że zawsze chciałem
mieć rodzeństwo. ON nie miał nic przeciwko, jednak moja matka nie chciała.
Kiedy kiedy czytała mi bajkę na dobranoc, spytałem
jej się dlaczego. A ona powiedział mi Ciężko jest mi patrzeć,
jak ty cierpisz. Jak by cierpiało jeszcze twoje rodzeństwo nie wytrzymałabym
tego. Jednak stało się. w wieku 10 lat doczekałem
się się braciszka. Dali mu na imię Szymek
- kiedy to powiedziałem
łzy zaczęły spływać mi po policzkach. Hana obięła mnie swoimi ramionami, a ja
wtuliłem się w jej pierś. Nie chciałem wyjć
przy niej na mięczaka, jednak nie potrafiłem się pohamować. Uspokajałem się wciągając
jej delikatny zapach. Zacząłem mówić dalej
puentę mojej historii.
&*&*&*&*&*&*&*&*&*&*&*&*&
Dziesięcioletni
chłopiec wbiegł do domu. Od progu zauważył ślady krwi. Szedł za nimi aż do
kuchni. Tam na podłodze leżała jego matka. Była cała zakrwawiona i
posiniaczona. Zwijała się z bólu, jednak kiedy usłyszała kroki lekko się
wzdrygnęła.
-Mamusiu…-
powiedział swoim piskliwym chłopięcym głosikiem.- nic ci nie jest?
-Piotruś…
synku proszę idź stąd.- kobieta nie chciała by syn widział ją w takim stanie.
-Co
ci jest mamusiu?- dalej na nią napierał. Kucnął przy niej i przytulił się
mocno.
-Synku,
proszę zaopiekuj się Szymkiem… - szepnęła i zaczęła ciężko oddychać. Po chwili
zamknęła oczy i zesztywniała. Mały Gawryło doskonale wiedział co się stało. Opuścił
w pośpiechu kuchnię i poszedł do pokoju swojego braciszka. Spał spokojnie zupełnie
nieświadomy tego co go teraz czekało. Piotr ucałował jego malutką główkę, a
następnie pobiegł do swojego pokoju. Z pod łóżka wyciągnął swoje oszczędności. Odkładał
tam wszystkie pieniądze, jakie miał. Każde kieszonkowe, prezenty urodzinowe i
Bożonarodzeniowe… jak na tak małe dziecko dysponował ogromną sumą pieniędzy. Miał
ponad 4000 zł. Postanowił, że z domu ucieknie razem z Szymonem dokładnie 4
września. Do tej pory dozbiera pieniędzy…
()()()()()()()()()()()()()()()()()()()()()()()()()()()()(()()()()
Nastał
dzień X. Piotr podczas ostatniej lekcji nie mógł w ogóle się skupić. Odliczał sekundy
do końca. Kiedy zadzwonił dzwonek Gawryło wybiegł z klasy jako pierwszy. Pędził
do domu jak szalony. Kiedy tam dotarł otworzył drzwi i „sprawdził teren”
-Tato!-
krzyknął- Tatoooo!- nikt mu nie odpowiadał. Nie było go. Popędził do pokoju
swojego braciszka. To co tam zobaczył zwaliło go z nóg. Niemowlak leżał na
ziemi, a wokoło jego głowy była kałuża krwi. Chłopiec podszedł do niego i
sprawdził tętno, tak jak uczyli go w szkole. Nic nie wyczuł. Wziął nieboszczyka
w swoje ramiona i zaczął go tulić płacząc jednocześnie. Ten bydlak zabił mu
brata, tak samo jak wcześniej zabił matkę!!! Ale to nie było teraz ważne. Musiał
ratować siebie, póki jeszcze mógł. Delikatnie odłożył zimne ciało Szymka na
miejsce i pobiegł do swojego pokoju. Dopakował do wcześniej przygotowanego
plecaka, parę koszulek i pieniądze. Wybiegł z domu zostawiając wszystkie złe wspomnienia.
&*&*&*&*&*&*&*&*&*&*&*&*&
Nie
mogłam uwierzyć w to co mówi. Płakał w moją pierś, a ja płakałam razem z nim. To
było straszne!!! Ojciec który zabił własne dziecko… nie potrafiłam się opanować.
I tak siedzieliśmy płacząc i tuląc się nawzajem. Może ja nie miałam lekkiego
dzieciństwa, ale nie równało się ono ani trochę, z tym co przeżywał Piotr…
Czytajcie, komentujcie, udostępniajcie!!!
Damy next za 25 kom :)
Pozdrawiam,
Aleks
PS. Dziękuję za usunięcie bloga z moimi opowiadaniami!!!