Piotr i Hana

Piotr i Hana

czwartek, 30 stycznia 2014

Rozdział 10

Kiedy byłem mały, pytałem, gdzie i czy w ogóle kończy się ten œświat”



 Hejka! Chcę was przeprosić, że tak długo nie dawałyśmy znaku życia, ale Cobra jest bardzo zajęta, a ja mam teraz ciężki okres w szkole (pewnie większość rozumie), ale jednak mamy dla was opo. Chociaż było wątpliwe czy dziś dodamy, bo mój boski komp skasował mi pierwotną wersje (była ona o wiele dłuższa, i wg mnie lepsza). No teraz tradycyjnie podziękuję za 3752 wejścia!!! DZIĘKUJĘ!!! JESTEŚCIE WIELCY! No i oczywiście za komentarze :-) Dobra nie zanudzam was więcej, zapraszam na opo ;-) 





Nie zastanawiając się ani chwili pobiegłam za nim. Stanęłam pod salą Szymka i przez szybę obserwowałam to co się tam dzieję. Chłopiec patrzył na Piotra nieprzytomnym wzrokiem, ale dostrzegłam w nim również coœ na kształt szacunku, podziwu, czy może nawet miłoœci? Patrzyła jak Piotr oklepuje twarz chłopca, by go ocucić. Jak krzyczał coœ do pielęgniarki. Nagle usłyszałam jego niskie Zabieramy go na OIOM i razem z dwoma kobietami zaczął ciągnąć łóżko w moją stronę.  Kiedy opuœścili pomieszczenie, Piotr rzucił do mnie krótkie „"chodŸź"”, a ja wykonałam to o co prosił. Chciałam weśjœć z nimi do nowej sali małego, ale nie miałam wystarczająco odwagi. Znów obserwowałam wszystko przez szybę. Ruud co chwilę wstrzykiwał Szymkowi nowe dawki leków. Nagle usłyszałam okropny pisk aparatury, który strasznie drażnił moje uszy. Piotr rozpoczął reanimację chłopca. Po moim policzku zaczęły lecieć łzy. Nigdy nie miałam nerwów do takich sytuacji. Nie potrafiłam patrzeć na cierpienie dzieci. Kiedy czynnoœci życiowe wróciły, Gawryło spojrzał w moim kierunku. Zauważyłam, że on także płakał. Po chwili stał już przy mnie. Nie mogłam już wytrzymać. Musiałam się dowiedzieć o co w tym wszystkim chodzi
Staliœmy tak doœć długo. Nic nie mówiliœmy, tylko patrzyliœmy sobie nawzajem w oczy. Nagle Hana pociągnęła mnie za rękę. Nie wiedziałem dokąd idziemy. Wiedziałem tylko, że powinienem być teraz z Szymkiem. Stanąłem na œśrodku korytarza.
-Hana, ja muszę tam wracać- powiedziałem.
-Nie Piotr. Teraz musimy porozmawiać.
-O czym. Hana o czym? Możemy porozmawiać tutaj. Mogliœmy to zrobić tam.
-Nie. ChodŸź do mojego gabinetu.- chciałem jej odmówić, jednak zobaczyłem jej zdeterminowane, a za razem smutne spojrzenie. Szedłem za nią dalej. Doszliœmy do jej gabinetu. Zamknęła drzwi i posadziła mnie na kozetce. Sama usiadła obok.
-O czym chcesz rozmawiać?
-O tobiei o tym co czujesz wobec Szymka- kiedy to usłyszałem, myœlałem, że to sen. Co miałem zrobić? Powiedzieć jej prawdę, wiedząc, że do końca życia będzie się nade mną litować, czy skłamać? Nie mogłem skłamać. Hana nie zasługiwała na to. A może powinienem wyjœść, zostawiając jej pytanie bez odpowiedzi? Ale wtedy doprowadziłbym do kolejnej kłótni. A tego nie chciał. Widziałem tylko jedno rozwiązanie z tej sytuacji. Odwróciłem się w stronę Hany. Patrzyła na mnie wyczekująco. Ja natomiast zacząłem namiętnie ją całować. Zsunąłem z miej kitel. Kiedy dotknąłem jej nagiego ramienia, wkładając rękę pod jej rękaw, oderwała się ode mnie.
-Seksem mnie nie udobruchasz- powiedziała łapiąc oddech.
-Musimy o tym rozmawiać?
-Tak. Musimy.- powiedziała pewnie, a ja przymknąłem lekko oczy. Pod powiekami zaczęły gromadzić mi się obrazy z mojego okropnego dzieciństwa.
-Też kiedyœ byłem taki jak Szymek. A w zasadzie jak jego starszy brat
-Chyba nie bardzo rozumiem- szepnęła, a ja zacząłem swoją opowieœdź.
-Mój ojciec był pijakiem. I do tego okropnym sadystą- nie byłem pewny czy chcę mówiąc dalej. Nie chciałem by myœlała, że jestem taki jak ojciec jednak ona położyła mi rękę na ramieniu, więc mówiłem dalej- kiedy był pijany, to było jeszcze pół biedy, poawanturował się trochę i szedł spać. Jednak kiedy był trzeŸwy bił mnie i moją matkę. To było straszne. Pamiętam, że zawsze chciałem mieć rodzeństwo. ON nie miał nic przeciwko, jednak moja matka nie chciała. Kiedyœ kiedy czytała mi bajkę na dobranoc, spytałem jej się dlaczego. A ona powiedział mi Ciężko jest mi patrzeć, jak ty cierpisz. Jak by cierpiało jeszcze twoje rodzeństwo nie wytrzymałabym tego. Jednak stało się. w wieku 10 lat doczekałem się się braciszka. Dali mu na imię Szymek- kiedy to powiedziałem łzy zaczęły spływać mi po policzkach. Hana obięła mnie swoimi ramionami, a ja wtuliłem się w jej pierśœ. Nie chciałem wyjœć przy niej na mięczaka, jednak nie potrafiłem się pohamować. Uspokajałem się wciągając jej delikatny zapach. Zacząłem mówić dalej puentę mojej historii.


&*&*&*&*&*&*&*&*&*&*&*&*&

Dziesięcioletni chłopiec wbiegł do domu. Od progu zauważył ślady krwi. Szedł za nimi aż do kuchni. Tam na podłodze leżała jego matka. Była cała zakrwawiona i posiniaczona. Zwijała się z bólu, jednak kiedy usłyszała kroki lekko się wzdrygnęła.
-Mamusiu…- powiedział swoim piskliwym chłopięcym głosikiem.- nic ci nie jest?
-Piotruś… synku proszę idź stąd.- kobieta nie chciała by syn widział ją w takim stanie.
-Co ci jest mamusiu?- dalej na nią napierał. Kucnął przy niej i przytulił się mocno.
-Synku, proszę zaopiekuj się Szymkiem… - szepnęła i zaczęła ciężko oddychać. Po chwili zamknęła oczy i zesztywniała. Mały Gawryło doskonale wiedział co się stało. Opuścił w pośpiechu kuchnię i poszedł do pokoju swojego braciszka. Spał spokojnie zupełnie nieświadomy tego co go teraz czekało. Piotr ucałował jego malutką główkę, a następnie pobiegł do swojego pokoju. Z pod łóżka wyciągnął swoje oszczędności. Odkładał tam wszystkie pieniądze, jakie miał. Każde kieszonkowe, prezenty urodzinowe i Bożonarodzeniowe… jak na tak małe dziecko dysponował ogromną sumą pieniędzy. Miał ponad 4000 zł. Postanowił, że z domu ucieknie razem z Szymonem dokładnie 4 września. Do tej pory dozbiera pieniędzy…

()()()()()()()()()()()()()()()()()()()()()()()()()()()()(()()()()

Nastał dzień X. Piotr podczas ostatniej lekcji nie mógł w ogóle się skupić. Odliczał sekundy do końca. Kiedy zadzwonił dzwonek Gawryło wybiegł z klasy jako pierwszy. Pędził do domu jak szalony. Kiedy tam dotarł otworzył drzwi i „sprawdził teren”
-Tato!- krzyknął- Tatoooo!- nikt mu nie odpowiadał. Nie było go. Popędził do pokoju swojego braciszka. To co tam zobaczył zwaliło go z nóg. Niemowlak leżał na ziemi, a wokoło jego głowy była kałuża krwi. Chłopiec podszedł do niego i sprawdził tętno, tak jak uczyli go w szkole. Nic nie wyczuł. Wziął nieboszczyka w swoje ramiona i zaczął go tulić płacząc jednocześnie. Ten bydlak zabił mu brata, tak samo jak wcześniej zabił matkę!!! Ale to nie było teraz ważne. Musiał ratować siebie, póki jeszcze mógł. Delikatnie odłożył zimne ciało Szymka na miejsce i pobiegł do swojego pokoju. Dopakował do wcześniej przygotowanego plecaka, parę koszulek i pieniądze. Wybiegł z domu zostawiając wszystkie złe wspomnienia.

&*&*&*&*&*&*&*&*&*&*&*&*&


Nie mogłam uwierzyć w to co mówi. Płakał w moją pierś, a ja płakałam razem z nim. To było straszne!!! Ojciec który zabił własne dziecko… nie potrafiłam się opanować. I tak siedzieliśmy płacząc i tuląc się nawzajem. Może ja nie miałam lekkiego dzieciństwa, ale nie równało się ono ani trochę, z tym co przeżywał Piotr…


Czytajcie, komentujcie, udostępniajcie!!! 

 Damy next za 25 kom :) 

Pozdrawiam,
 Aleks

PS. Dziękuję za usunięcie bloga z moimi opowiadaniami!!!

piątek, 24 stycznia 2014

Rozdział 9

Dziękujemy wszystkim za ponad 3017 wejść i te wszystkie komentarze...
nawet nie wiecie ile one dla nas znaczą...
Wracając do sedna sprawy, tak jak obiecałyśmy macie kolejną część !!!

Nastał ranek, promienie słońca zaczęły delikatnie pieścić policzek Hany, która właśnie się obudziła. Spojrzała na Piotra który w dalszym ciągu smacznie spał, a na jego twarzy malował się delikatny uśmiech. Postanowiła odwdzięczyć mu się za wrażenia z nocy… Przybliżyła się do niego na tyle blisko, że czuła jego spokojny oddech. Zaczęła delikatnie podwijać jego koszulkę, całując przy tym jego umięśniony tors….
Obudziłem się choć nie chciałem otwierać oczu, nagle poczułem jak ktoś podwija mój t-shirt  przy czym delikatnie muskając mój tors, uśmiech na mojej twarzy robił się coraz większy. Hana natychmiast to zauważyła i powiedziała.
-Nie udawaj, że śpisz…- nadal się nie odzywałem, nagle Hana wzięła do ręki poduszę i z całej siły rzuciła ją w moją stronę… Tego już było za wiele,  muszę jej pokazać kto tutaj rządzi !!! Zerwałem się z całych sił zrzucając z siebie Hane, teraz to ja na niej leżałem. Delikatnie pocałowałem ją w usta, a ona natychmiast pogłębiła pieszczotę. Poczułem jej ręce pod moją koszulką. Jej delikatne dłonie gładziły moje plecy. Odpowiedziałem jej tym samym, wpiłem się w jej usta… Widziałem jej piękne oczy, które błyszczały tak samo jak wczoraj.
Piotr i te jego pocałunki… już nie pamiętam kiedy ostatni raz ktoś sprawiał mi taką przyjemność jak ON i jeszcze ten jego dotyk, po prostu poezja… mój oddech zaczął powoli przyspieszać a serce biło jak oszalałe. Gawryło przywarł do mnie jeszcze bardziej, czułam jego rozgrzany  tors, po chwili do mojego mózgu doszedł impuls, że nie mam na sobie koszulki, a Piotr delikatnie całuję moją szyję… Ale jak to mówią wszystko co dobre kiedyś się kończy ,tak było także w tym przypadku bo zadzwonił jego telefon…
-Piotr… proszę nie odbieraj, nie w tym momencie…- powiedziałam dalej pieszcząc dłońmi jego tors
-Przepraszam, ale to ze szpitala… muszę odebrać…-  wstał i zaczął szukać dzwoniącego telefonu, muszę przyznać, że po wczorajszej nocy, sypialnia Piotr wyglądała jak prawdziwe pobojowisko …
Cholera, już nie mieli kiedy zadzwonić, akurat teraz kiedy miałem się kochać z kobietą mojego życia !!! Minęła chwila zanim znalazłem ten cholerny telefon, ale jak go odebrałem od razu mina mi zrzedła…
-Piotr Gawryło, słucham
-…
-Dobrze, zaraz będę w szpitalu- rozłączyłem się i od razu zacząłem się ubierać. Po 15 minutach byłem już gotowy do wyjścia i wytłumaczyłem mniej więcej Hanie, że mnie wzywają do szpitala w pilnej sprawie. Wyszedłem z mieszkania, po chwili jechałem już swoim samochodem do szpitala. Na szczęście nie było na drodze żadnych korków… Wbiegłem do szpitala ja poparzony, od razu skierowałem się do Sali Szymka.
-Już jestem, co się dzieje ?
-Chłopiec ma wysoką temperaturę.
Podszedłem do chłopa i otarłem kropelki potu z jego rozpalonego  czoła. Wyglądał bardzo nie wyraźnie. Usiadłem na skraju jego łóżka i położyłem swoją dłoń na jego dłoni, a on jeszcze bardziej uścisnął. 
-Szymek, jak się czujesz ?  boli Cię coś?
-Tylko mnie głowa boli i jest mi bardzo zimno
-Teraz Pani pielęgniarka pobierze Ci krew, a potem dam ci lekarstwa na zbicie gorączki i pójdziesz spać, dobra?- wstałem od łóżka małego, podszedłem do Wiki. Rozmawialiśmy chwile, ale zawołała mnie pielęgniarka, bo mały nie pozwolił sobie pobrać krwi. Musiałem to zrobić sam. Pobrałem dwie próbki krwi i od razu oddałem ją do badań.  W czasie kiedy czekałem na wyniki wypiłem filiżankę mocnej kawy a następnie zadzwoniłem  do Hany i powiedziałem jej, że nie wrócę na razie do domu.
Wszedłem do Sali Szymka, czytał komiks, który mu niedawno dałem. Na mój widok mały się uśmiechnął, ale po chwili bardzo spoważniał. Jego klatka piersiowa zaczęła bardzo szybko się poruszać.
-Proszę Pana, bardzo źle mi się oddycha, boję się- powiedział mały, łapczywie łapiąc oddech
 -Szymuś, spokojnie, już podałem Ci leki zaraz wszystko wróci do normy. – I jak, już lepiej ?
-Tak, już wszystko w porządku- opowiedział uśmiechając się, ale po chwili stracił przytomność. Nie wiedziałem co mam robić! Jak na niego patrzyłem to przypomniał mi się najgorszy obraz jaki zapamiętał. Nie! Nie wolno mi o tym 
myśleć!!!
-Siostro! Pomocy! Proszę podać glukozę!- krzyknąłem i zacząłem klepać  chłopca po twarzy. Mały otworzył oczy.
-Już dobrze?
-Tak, proszę pana.
-Boli cię coś?- spytałem zatroskany.
-Chyba nie
-Na pewno?
-Tak.- westchnął. Usiadłem na brzegu łóżka. Zacząłem z nim rozmawiać. 
Starowałem się nie być zbyt poważny, ale chyba kiepsko mi wychodziło. Nie 
mogłem się doczekać wyników małego. Nagle dostałem SMS’a  od Hany.
Jestem w szpitalu. Dyżur zaczynam dopiero za godzinę, więc myślę, że 
pomożesz mi zająć jakoś ten czas ;)  Przeczytał i zaczął uśmiechać się do telefonu jak głupi do sera.
Przyjdź do Sali nr 5 odpisał szybko.
-Dlaczego pan się tak uśmiecha?
-Szymuś, chcę, żebyś kogoś poznał.
-Nie! Ja nie chcę!!!
-Ale ta osoba jest dla mnie bardzo ważna. Jestem pewny że ją 
polubisz
-Nie!- krzyknął chłopiec. Zamknąłem oczy. Dlaczego on jest taki uparty?! No 
tak. Wiem dlaczego
-Piotr-nagle usłyszałem aksamitny głos mojej ukochanej. Spojrzałem 
na nią i uśmiechnąłem się.
-Chodź, mała. Poznaj to jest Szymek. To jest Hana.
-Cześć, Szymek. Jak się masz?- wyciągnęłam rękę do malca. Był bardzo ładnym 
dzieckiem i byłam pewna, że wyrośnie na przystojnego mężczyznę. Miał blond 
włosy, które przy końcach lekko się wywijały. Do tego niebieskie oczy, w 
których nie wiem dlaczego widać było strach i ból? Na policzku miał 
małą bliznę, która tylko dodawała mu uroku. Uśmiechnęłam się do niego, 
jednak on zerwał się z łóżka i przylepił do Piotra. Zrobiło 
mi się przykro, jednak tego nie zdradzałam.
Usiadłam obok mojego ukochanego.
-Jak się czujesz?- zapytałam Szymka wijącego się na jego kolanach. 
Natychmiast zaczął kiwać przecząco głową.
-Hej, chłopaku, co jest?- zapytał go Piotr.
-Chcę, żeby pani sobie już poszła- powiedział piskliwym głosem, a mi łzy 
napłynęły do oczu. Kiwnęłam głową i opuściłam jego salę. Szłam w stronę 
swojego gabinetu z trudem powstrzymując łzy. Było mi bardzo przykro, jednak 
nie chciałam tego pokazywać przy wszystkich. Kiedy zamknęłam drzwi zaczęłam 
płakać jak małe dziecko. Nie minęło zbyt długo, a Piotr był już przy mnie. 
Wtuliłam się w jego silne ramiona.
-Nie gniewaj się na Szymka. On po prostu ma bardzo trudne dzieciństwo- 
powiedział czule gładząc moje włosy.
-Ja nie gniewam się na niego. Tylko bardzo mi przykro. Czy ja aż tak 
strasznie wyglądam?- mówiłam przez łzy.
-Kochanie, jesteś najpiękniejszą kobietą, jaką kiedykolwiek widziałem. 
Jesteś cudowna. On po prostu nie ma zaufania do ludzi.- powiedział, a ja 
powoli zaczęłam się uspokajać. Nagle do mojego gabinetu wbiegła pielęgniarka
-Doktorze, wszędzie pana szukam! Ten chłopiec, Szymek. Znowu zemdlał! I mam 
jego wyniki- powiedział do Gawryły, wcale nie wzruszona sytuacją w jakiej 
nas zastała. Mój luby wziął od niej badania chłopca.
-O cholera!- zaklął.
-Co się stało?- zapytałam zmartwiona.
-To sepsa- powiedział i wybiegł w błyskawicznym tempie


Nadal prosimy Was o motywację w formie komentarzy...
Czytam=Komentuję ;)

Pozdrawiam
Cobra

środa, 22 stycznia 2014

W podziękowaniu za ponad 2500 wejść mamy dal was jednorazówkę. Mam nadzieję, że wam się spodoba. Miałyśmy ją dodać z okazji 2000 wejść, ale niestety nie wyszło. Obie mamy teraz bardzo dużo zajęć. Ale mimo wszystko mam nadzieję, że wam się spodoba :D


 Jednorazówka 1



-Nienawidzę cię!!!- krzyknęła a echo rozeszło się po całym domu.
-To nie moja wina!- on wcale nie zachowywał się ciszej.
-A co moja?! To ja ci kazałam, żebyś mnie zdradził, tak?!
-No przepraszam cię bardzo! Od kiedy jesteś w tej pieprzonej ciąży to ja 
nawet cię dotknąć nie mogę!!!- powiedział czym bardzo ja zdenerwował. Przestała nad sobą całkowicie panować. Z całej siły uderzyła go w twarz, a następnie powstrzymując łzy wybiegła z domu. Nawet nie zabrała ze sobą torebki. Biegła przed siebie. Nie patrzyła na nic...

____________________________________

Nie było jej już od ładnych paru godzin. Piotr zaczynał się o nią poważnie bać. Nie chciał, żeby to wszystko tak wyszło... ale wtedy Magda była tak seksownie ubrana. I jeszcze to pieprzone wino... jakby mógł cofnąć czas to nigdy nie zdradziłby swojej żony. Tak bardzo ją kochał...

___________________________________


Wiktoria siedziała na izbie. Dzień był wyjątkowo spokojny. Drobne szycia, i naklejanie plasterków na skaleczenie, to dziś było jej głównym zajęciem... do czasu. Nagle drzwi się rozsunęły i wbiegli sanitariusze z noszami.-Samochód potrącił kobietę w ciąży. Tożsamość nie znana. Nieprzytomna. Liczne obrażenia wewnętrzne, podejrzewamy też krwiaka mózgu. Ponadto życie dziecka jest zagrożone...- streścił jeden z sanitariuszy. Conasalida natychmiast podeszła do pacjentki. Odgarnęła jej włosy z twarzy. Chirurg zamarła... mimo iż na twarzy kobiety pełno było najróżniejszych ran i zadrapań, od razu poznała w niej Hanę.-Siostro! Proszę natychmiast zawołać doktora Wójcika.- powiedziała podenerwowana w stronę pielęgniarki i trzęsącymi się rękoma zaczęła dotykać brzucha Gawryły. Nieczuła ruchów jej dziecka, na które Hana ostatnimi czasy tak bardzo narzekała. Po chwili na izbę wbiegł Wójcik. Spojrzał tylko na Hanę i natychmiast zaczął robić jej USG.-Musimy natychmiast operować! Jeżeli ona teraz nie urodzi tego dziecka, to umrą oboje! Pomożesz mi, Wiki?-Tak, jasne.-A gdzie Piotr?-Jeszcze do niego nie dzwoniłam.-Zrób to teraz jeśli możesz.-Już.- powiedziała i wzięła do ręki swoja komórkę. Jeden sygnał, drugi, trzeci... w końcu odebrał.-Co się stało Wiki?-Piotr! Musisz natychmiast przyjechać do szpitala.-Nie mogę ter...-Musisz! Hana miała wypadek. Za chwile będzie operowana!-Jak to?!-Normalnie...-Już jadę!- powiedział i się rozłączył.

__________________________



-Najpierw odbiorę poród. A potem wy się nią zajmiecie- powiedział Darek do Consalidy i Trettera, przed samą operacją.-Najpierw otworzymy brzuch. Nie wiadomo czy nie trzeba będzie usunąć trzustki. Potem zrobimy trepanację.- wytłumaczył dyrektor.-A jak ona tego nie przeżyje?-Nie wolno ci tak nawet mówić, Wiki!-Ja... wiem, przepraszam. Po prostu... zresztą sama nie wiem.-Dobra. Chodźmy._________________________Siedział pod salą operacyjną. Operują ją już od 6 godzin, a on dalej nie ma informacji, ani o nie ani o ich dziecku. Jak coś im się stanie to się to się zabije! Nagle zerwał się z krzesła i zaczął chodzić w kółko... kiedy przestawał już czuć nogi, z bloku zeszła wiktoria, Tretter i Wójcik.-I co z nimi?!- zaczął od razu Piotr.-Na początek się uspokój!- powiedział Stefan.-Masz syna. Jest co prawda wcześniakiem, ale poza tym wszystko jest w porządku.-A co z Haną?- w tym momencie trójka lekarzy rzuciła sobie krótkie spojrzenie- no mówcie szybko!-Miała pękniętą miednicę. Liczne obrażenia wewnętrzne. Musieliśmy usunąć trzustkę, a także część wątroby. Krwiak mózgu był bardzo rozległy. Były małe komplikacje, ale już wszystko dobrze... powiedziała spokojnie Consalida.-A mogę do nich iść?-Nie. Piotr, ona jeszcze śpi. A dziecko jest na badaniach. Poczekaj jeszcze z godzinkę. Niedługo będziemy ją wybudzać. Dobrze?-Tak. Dobrze._____________________________Otworzyła oczy. Nie wiedziała gdzie jest. Zobaczyła nad sobą uśmiechniętą Wiki.-Jak się czujesz?- zapytała ją ruda.-Dobrze. Chyba. Co się stało? Czemu tutaj jestem?-Miałaś wypadek...- powiedziała Consalida, na co Hana natychmiast położyła rękę na swoim brzuchu. Był o wiele mniejszy niż wcześniej.-Wiktoria...- zaczęła z przerażeniem.-Spokojnie- chirurg pogłaskała ją po włosach- macie zdrowego synka-Ale to przecież jeszcze za wcześnie.-Wszystko jest dobrze. Nie denerwuj się.-A...a mogę go zobaczyć?-Nie teraz Hana. Nie martw się. tatuś się nim teraz opiekuję.-Piotr?-Tak. Bardzo się o was martwił. Jak chcesz to mogę go zawołać.-Nie, nie... proszę nie. Tylko chciałabym bardzo zobaczyć mojego synka- powiedziała uśmiechając się szeroko do przyjaciółki.-No dobra już, dobra. Kapituluję. Zaraz ci go przywiozę.Powiedziała i zostawiła Gawryłę samą. Wszystko było dobrze. Urodziła syna. Zdrowego syna! Piotr zawsze chciał mieć chłopca. Właśnie Piotr... Hana miała do niego ogromny żal. Jak mógł zrobić jej coś takiego, podczas gdy ona spodziewała się ich dziecka?! Z rozmyślań wyrwał ja dźwięk otwieranych drzwi. Po chwili pojawiła się w nich Wiki, a za nią Gawryło z małym zawiniątkiem w ramionach. Mąż podszedł do Hany i uśmiechną się szeroko, jednak ona nie chciała nawet na niego patrzeć.-Zostawiam was samych, tylko proszę nie za długo bo nie chcę znowu oberwać po uszach- uśmiechnęła się ruda i wyszła. Zostali sami. Piotr podał jej małego. Wzięła go w ręce i lekko odsłoniła maleńką twarzyczkę. Był taki podobny do swojego ojca! Uśmiechnęła się na samą myśl.-Jest śliczny...- wtrącił Piotr.-Możesz już iść.- zaczęła oschle.- poradzimy sobie bez ciebie.-Ale ja chcę zostać.-Ale ja nie chcę, żebyś został!- powiedziała lekko podniesionym głosem.-Dlaczego?!-Nie chce cię znać! Chcę rozwodu, słyszysz? Chcę rozwodu!!!-Jakiego rozwodu?! O czym ty kobieto mówisz!!!!- nerwy zaczynały mu powoli puszczać. Miał już dosyć tych jej ciągłych humorów.-To koniec Piotr! Koniec nas.-Nie dostaniesz żadnego rozwodu słyszysz?!-Dostanę! I odbiorę ci wszystkie prawa do mojego syna!- powiedziała na co Gawryło się wzdrygnął. Nie może mu odebrać synka!-Nie odbierzesz mi, żadnych praw! Nie dostaniesz nawet tego pieprzonego rozwodu!- powiedział na co ona włożyła dziecko do przygotowanego wcześniej łóżeczka.-Nie dostanę?! Każdy sędzia da mi rozwód od męża, który mnie zdradza! A dziecko? Polskie prawo jest tak skonstruowane, że na pewno zostanie ze mną!- Piotr usiadł na jej łóżku. Zaczął gładzić ręka jej twarz.-Kochanie, przepraszam cię. Przepraszam cię za wszystko.-I co myślisz, że jedno przepraszam wystarczy?-Byłem wtedy pijany...-Nie musiałeś pić!-Kocham cię! Słyszysz, co ci mówię? Kocham cię! Bez ciebie i bez niego- powiedział wskazując głową na czuwającego malca- moje życie nie będzie miało najmniejszego sensu!- dokończył, przez co w oczach jego żony zebrały się łzy. Chwilę potem poczuł jej usta na swoich. Całowała go tak jak za pierwszym razem. Niepewnie, jakkolwiek subtelnie i z miłością.-Kocham cię.- szepnęła kiedy się od siebie oderwali.-Ja ciebie też, kochanie...AND THEY LIVE HAPPILY EVER AFTER!!!

Czytajcie, komentujcie, udostępniajcie bloga.PozdrawiamAleksPS. Jak się podoba nowy wygląd bloga?PPS. Ponownie proszę o kontakt udawaną Aleks340!!!

PPPS. Opowiadanie dodamy za 20 kom. co wy na to?

Witam!
Wiem, że wiele osób czeka na.opowiadanie i w ogóle... Mam nadzieję że next się niedługo pojawi jednak dziś zwracam się tu trochę z inna sprawą. A mianowicie chciałabym żeby użytkownikówużytkownik o nicku Aleks340 skontaktował się że mną jak najszybciej i w trybie natychmiastowym przestał dodawać moje stare opowiadania na swoim blogu i przestał urzywac do tego wszystkiego mojego starego nicku!!! Powiem ci jedno, to z twojej strony jest wręcz chamskie! Jeżeli nie przestaniesz tego robić to ja siegne po inne środki. Może tp opo nie jest czymś cudownym, ale ja kiedyś spędziłam bardzo dużo czasu by je napisać i bardzo się zdenerwowania kiedy przypadkiem trafiłam na tego bloga: opowiadaniahapistoryofmylife.blogspot.com i nie myśl sobie że jak podasz się pod moim nickiem to ja nie dowiem się kim jesteś, bo mi ustalenie tego zajmie 5 minut. Jestem w 50% pewna z.kim mam do czynienia.  I jeżeli nie przemawia do cb to co ci napisałam powyżej to powiem ci że za coś takiego mogłabym iść na policję i ns cb donieść. A tak na przyszłość jeśli ktoś.ma zamiar dodawać gdziekolwiek moje opo niech może najpierw skonsultuje się że mną.

Dziękuję za uwagę i pozdrawia

Aleks

czwartek, 16 stycznia 2014

Rozdział 8

Hej...
Bardzo dziękujemy za ponad 1800 wyświetleń i wszystkie komentarze, ona bardzo nas motywują...Dalej prosimy o taka motywację ;)
Ta część zawiera DUŻO cukru ( +18 )!!!


Dał się oszukać! I to jeszcze na czymś takim. Idiota, idiota, idiota, idiota. Znowu poróżnił ich mąż Hany i teraz też on!  A najbardziej bolało Gawryłę to, że tak ją potraktował. Od razu po wyjściu z jej gabinetu miał wyrzuty sumienia. A po tym jak Przemek go uświadomił to bolało jeszcze mocniej. Po założeniu opatrunku na nos pobiegł do jej gabinetu. Nie było jej. Wyjrzał przez okno.  Wsiadała z Przemkiem do samochodu. Ocierała łzy dłonią. Złapał się za głowę. Nie wiedział, że aż 
tak ją zranił. Wyszedł z pokoju i pobiegł pod szpital. Już ich nie było. Pewnie pojechali do Zapały. Postanowił jechać za nimi. Musi ją przeprosić. Może nie jest za późno. Wpierw zajechał do kwiaciarni i kupił wielki bukiet róż. Potem już prosto do Zapały. Wbiegł na górę po schodach. Zaczął dobijać się do drzwi. Nikt mu nie otwierał. Po 30 minutach stracił nadzieję. Opuścił budynek i kiedy miał już wsiadać do samochodu, na parkingu rozświeciło się światło i wjechał samochód Goldberg. 
Zaparkowali niedaleko samochodu Gawryły, jednak go nie zauważyli Zaczął biec w ich stronę z bukietu kwiatów. 
-Hana!!!- krzyknął, a ona spojrzała w jego stronę jednak się nie zatrzymała. Widział jak Zapała coś do niej mówi, a ona kiwała tylko głową. W końcu ich dogonił. 
-Hana, proszę porozmawiajmy
-Hana nie ma ochoty z tobą rozmawiać!- odpowiedział za nią Przemek.
-Hana ja przepraszam! Nie wiem co mi się wtedy stało. Przepraszam! Proszę to są kwiaty dla ciebie.
-Nie chcę twoich kwiatów.- odpowiedziała rzucając je na ziemie.
-Chodź, mała.- powiedział Zapała ciągnąc ją w stronę bloku. Piotr złapał ją za drugą rękę i pociągnął w swoją stronę.
-Zaczekaj, proszę.
-Zaraz przyjdę.- powiedziała do Przemka.
-Jesteś pewna?
-Tak.
-Pamiętaj, że znajdę cię na każdym krańcu świata, jeśli coś jej zrobisz!- powiedział Zapała o odszedł.
-Hana, ja przepraszam; ja po prostu się zdenerwowałem wtedy. Kochanie, przepraszam. Nie wiem co mam zrobić, żebyś mi wybaczyła.
-Nic nie musisz robić.
-Hana! Daj mi jeszcze jedną szansę. Proszę
-A ty rozmyślisz się za pięć minut? Mam już dosyć zawodów Piotr! 
-Nie zawiodę cię. Będę cię kochał do końca swojego życia. Będziesz zawsze miała to co najlepsze. Będziemy mieli dziecko, dużo dzieci!- powiedział i pogłaskał jej policzek. Skrzywiła się lekko z bólu. Twarz dalej ją piekła. 
-Przepraszam;- wyszeptał cicho, a ona subtelnie go pocałowała. Pogłębił pieszczotę.
-Zamieszkaj ze mną;- powiedział w końcu, kiedy się od siebie oderwali. 
-A co na to powie Przemek. 
-Nie przejmuj się tym teraz. Pomyślimy o tym później. Chodź. Pojedziemy po twoje rzeczy;
-Nie trzeba. Mam je w samochodzie.- powiedziała i znowu zaczęła pieścić jego wargi. Potem Hana poszła na górę, żeby wytłumaczyć Przemkowi, a Piotr pojechał przygotować mieszkanie na jej przyjazd. Po nie dłużej jak godzinie, przyjechała do niego. Weszła na górę i zadzwoniła dzwonkiem. Otworzył jej Gawryło w garniturze.
-Wow, a ty gdzieś wychodzisz? To chyba przyjechałam nie w porę- zaśmiała się lekko.
-Jesteś w samą porę.- powiedział i wciągnął ją do mieszkania. Zamknął drzwi nogą i przyparł dziewczynę do ściany namiętnie wpijając się w jej usta.
-Piotr;możesz przynieść; moje walizki; z wozu?- wyszeptała między kolejnymi pocałunkami.
-Nie teraz, kochanie;- powiedział i zsunął jej żakiet z ramion. Ona zdjęła jego marynarkę i zaczęła majstrować przy jego pasku, jednak nie mogła sobie z nim poradzić.
-Pokaż- powiedział i nacisnął malutki guziczek koło sprzążki i rozpiął go. Uśmiechnęła się lekko i rozpięła guzik i zsunęła jego kanty.- Podnieś ręce- powiedział i ściągnął przez głowę jej bluzkę. Spojrzał z zachwytem na jej stanik, który wyglądał jakby miał zaraz eksplodować. Wziął ją na ręce i zaniósł do sypialni. Położył delikatnie ma łóżku i zaczął dobierać się do jej spodni. Została w samej bieliźnie. Piotr wstał rozpiął trzy pierwsze guziki swojej koszuli i ściągnął ją przez głowę. 
Położył się na niej, całując jej soczyste usta.  Rozpięła swój biustonosz i rzuciła go na podłogę. Gawryło pocałował każdą z jej piersi i zwinnym ruchem pozbawił ją czarnych, koronkowych stringów. Przejechał ręką po jej kobiecości i wsunął palec w jej dziurkę. Hana jęknęła cicho. Uśmiechnął się do siebie i zaczął nim lekko poruszać. Goldberg zamknęła oczy i całkowicie oddała się rozkoszy, którą dawał jej ukochany. W tym czasie Piotr zdjął swoje bokserki i wsunął w nią swoją męskość. 
Uśmiechnęła się jeszcze szerzej. Jęczała jeszcze głośniej. Po chwili doszła. Gawryłę podnieciło to jeszcze bardziej, co sprawiło, że przyspieszył ruchy i po chwili do niej dołączył. Cieszyła się jak małe dziecko. Przytulił głowę do jej piersi, głęboko wciągając powietrze. 
-Jesteś taka cudowna- powiedział w końcu. Pogłaskała go po jego gęstych włosach. 
-Ty też- powiedziała całując go w czoło. Uniósł się i pocałował jej usta. 
-Kocham cię.- uśmiechnął się do niej i pogłaskał po głowie. 
-Ja ciebie też- powiedziała pewnie, po czym uśmiechnęła się nieśmiało.

Jak wrażenia ? Proszę komentujcie...

Pozdrawiam Cobra

wtorek, 14 stycznia 2014

Hejka!
Jak zawsze na wstępie chcę wam podziękować za komentarze i wejścia. Mamy już łącznie 1513 wejść i 95 komentarzy!!! Dziękujemy, za to że w ogóle chcecie czytać te nasze wypociny... Już za niedługo wam się odwdzięczymy. Może nawet w następnym opo :D Tym czasem wcale nie słodka część 7.


Rozdział 7
Jechał jak szalony. Znowu łamał przepisy. Znowu przez nią. Dlaczego on zawsze się zawodzi? Najpierw Magda. Teraz Hana. Może po prostu powinien wstąpić do zakonu. Takiego zamkniętego. Bez kobiet, bez kłopotów. W błyskawicznym tempie dojechał pod szpital. Wysiadł z auta i wściekły ruszył w stronę budynku. Do jej gabinetu dosłownie dobiegł. Wszedł i zamknął drzwi na klucz. Uśmiechnęła się i podeszła do niego, próbując pocałować, jednak on ją odepchnął.
-Piotr, ja przepraszam za to w lekarskim po prostu…
-Zamknij się!!! nie chce tego słuchać!- krzyczał, a ona patrzyła na niego zdziwiona.- oszukałaś mnie- rzucił z wyrzutem.
-Słucham?!
-Dobrze słyszałaś! Zataiłaś przede mną swoją chorobą i…
-Jaką chorobę!? Piotr o co ci znowu, do cholery, chodzi!!!
-Przestań grać, dziewczyno! Przestań grać- chwycił ją za ramiona i mocno potrząsnął.
-Piotr… proszę cię to boli!- puścił ją, by dać upust bólowi fizycznemu, jednak zaraz zaatakował jej psychikę.
-Twój mąż mi o wszystkim powiedział!
-O czym?!
- Nie udawaj, że nie wiesz.
-Nie wiem!!!
-O twoim debilizmie.
-Słucham? Piotr to jakieś chore kłamstwo. Jak możesz być tak naiwny?!
-Widziałem opinię psychiatry. Było tam czarne na białym…
-Nigdy nie byłam u psychiatry!!!- powiedziała, a po chwili leżała na ziemi powalona jego ciosem w twarz. Złapała się za policzek, który piekł ją nie miłosiernie. Nie wierzyła, że to się naprawdę dzieje.
-Nienawidzę Cię!- krzyknął trzasnął drzwiami na odchodne, a ona zaczęła płakać. Dalej leżała na podłodze i póki co nie miała zamiaru stamtąd wstać. Nie wiedziała jak długo to trwało, ale w pewnym momencie do jej gabinetu wszedł jej kuzyn. Widząc Hanę w takiej pozycji od razu do niej podszedł.
-Mała, co się stało?- powiedział zatroskany, a ona uniosła się lekko i wtuliła w jego silne ramiona. Wiedziała, że przynajmniej dla niego coś znaczy. Zazdrościła Wiktorii takiego faceta. Zapała, gdy tylko zobaczył odciśniętą dłoń na policzku swojej kuzynki, a zarazem najlepszej przyjaciółki, pomyślał od razu o Jamesie.
-Był tutaj twój mąż?
-Nie- odpowiedziała przez łzy.
-Więc kto ci to zrobił?- zapytał delikatnie gładząc jej aksamitny policzek.
-James mu nagadał coś… coś, że mam… jakiś cholerny debilizm…przyszedł tu z zaczął krzyczeć… że…że mnie nienawidzi…- mówiła co raz łykając łzy.
-Kto? Piotr?- nic nie odpowiedziała tylko lekko pokiwała głową na jego torsie. Pocałował delikatnie jej skroń.- już maleńka… wszystko będzie dobrze. Jestem tutaj z tobą. Nie płacz, proszę, nie płacz. Jestem tu i nikomu już nie dam cię skrzywdzić…- mówił głaszcząc jej włosy. – Kiedy kończysz dyżur?
-Za dziesięć minut…
-Pojadę z tobą do ciebie i zabierzemy twoje rzeczy. Przebierz się i poczekaj koło swojego wozu.- powiedział i wyszedł. Skierował się w Prost do lekarskiego. Wiedział, że tam znajdzie Gawryłę. Był jego przyjacielem…no właśnie. Był. Nikt nie ma prawa tak traktować Hany. Ani żaden James, ani żaden Gawryło. Wszedł do gabinetu. Piotr siedział na kanapie i miał twarz ukrytą w dłoniach. Podszedł do niego i podniósł za kołnierzyk. Jednak siłownia robiła swoje.
-Posłuchaj mnie teraz bardzo uważnie. Hana jest mi najbliższą osoba na świecie. Nikt, ale to nikt, nie będzie jej tak traktował jak ty.- był bliski wybuchu.- zapamiętaj raz na zawsze! Hana nie jest jakąś zabawką dla jakiegoś Casanovy. Jeżeli zadrzesz z nią to zadrzesz i ze mną.
-Masz racje nie jest zabawką, tylko jakąś psycholką…- to były ostanie słowa jakie powiedział. Zaraz po tym Zapała zaserwował mu swojego lewego sierpowego, przez co złamał Piotrowi nos.
-Ona nie jest na nic chora! I nigdy nie była.
-Czytałem papiery z Tel-Awiwu!
-Nie wiedziałem, że znasz hebrajski…- zaśmiał się szyderczo Przemek,
-Bo nie znam. Były po polsku!!!
-Ty słyszysz, co ty mówisz? Papiery z Izraela, po polsku?- powiedział i zostawił Gawryłę samego, tamującego krwawiący nos



CDN.


Czytajcie, komentujcie, udostępniajcie. Jak myślicie. Co dalej?
PS. Chciałabym bardzo podziękować facebook'owemu Piotrowi Gawryło za udostępnianie bloga!!! DZIĘKUJE!!!

Pozdrawiam
Aleks

niedziela, 12 stycznia 2014

Dziękuję za 1180 wejść!!! I za komentarze. Byłam pod wrażeniem, że tak szybko nazbierało się ich 20. Jest to bardzo motywujące. Mam dla was rozdział 6 (trochę krótki), ale myślę, że nie będziecie z niego zadowoleni...


 Rozdział 6
„Oszukany”
Piotr siedział z małym, póki ten nie zasnął. Cały czas myślał o Hanie. To chyba dobrze, że chce zostawić męża, ale żeby od razu się rozwodzić. Pomyślał, że porozmawia sobie z tym całym Jamesem. Pocałował Szymka w czoło i wyszedł z jego Sali. Może to głupie, ale już się przywiązał do tego małego. Poszedł do lekarskiego, przebrał się i opuścił szpital.  Wsiadł do samochodu i ponownie pojechał pod dom Goldberg. Wiedział, że jego ukochana jeszcze jest w pracy więc może sobie spokojnie porozmawiać z jej mężem. Zadzwonił domofonem i usłyszał piknięcie. Pchnął lekko furtkę. Nim doszedł do drzwi stał w nich już mąż Hany.
-Dzień dobry. Jestem Piotr Gawryło. Chciałbym z panem porozmawiać.
-Dzień dobry. Zapraszam do środka.- powiedział i wszedł do domu, a tuż za nim Piotr. Gawryło poczuł, że to spoko facet. Przeszli do salonu i usiedli na kanapie.
-Zakładam, że chce pan porozmawiać o mojej żonie. Tak?
-Tak. Zgadza się.
-Dobrze panu radzę. Niech pan na nią uważa.
-Słucham?
-Ja…nie wiem czy powinienem…
-Niech pan mówi.
-Hana…ona ma poważne problemy psychiczne.
-Problemy psychiczne?- spyta z niedowierzaniem Gawryło.
-Ma debilizm. I jeszcze do tego lęki nocne.
-Ale to nie możliwe. Gdyby tak było nie mogła by pracować w szpitalu!!!
-Panie Piotrze. Jej ojciec jest bardzo wpływowym człowiekiem. Dla niego to nie problem zataić takie fakty ja choroba córki.
-Ona nie może być chora!!!
-No skoro mi pan nie wierzy to może pan uwierzy opinii psychiatry.- powiedział i wstał do komody. Wyciągną z niej teczkę i podał ją Piotrowi. Ten otworzył i zaczął czytać.


PSYCHIATRA REJONOWY W TEL-AWIWIE
Pacjentka: Hana Angelika Goldberg
Lekarz prowadzący: Izaak Goldshmit
Opinia z dnia 24 maja 1997 roku


Hana Angelika Goldbreg, urodzona 9 grudnia 1988 roku, uczęszczająca obecnie do trzeciej klasy szkoły podstawowej nr 5 im. Janusza Korczaka Tel-Awiwie została wysłana przez rodziców i wychowawcę do Poradni Psychologiczno-Pedagogicznej w Tel-Awiwie, a stamtąd
do poradni Psychiatrycznej w Tel-Awiwie. Powodem było zachowanie dziewięciolatki odchodzące od zachowania jej rówieśników. „Dziewczynka nie utrzymuje stałych kontaktów z rówieśnikami. Jest zamknięta w sobie. Czasem bywa agresywna wobec rówieśników, a także nauczycieli.” Pisze nauczycielka w opinii. Po zbadaniu dziecka psychiatra wystawił następującą opinię. „Pacjentka Hana Angelika Goldberg cierpi na debilizm czwartego stopnia. Po obserwacji dziecka w otwartym zakładzie psychiatrycznym stwierdzone zostały także lęki nocne.
Piotr odłożył teczkę na stół. Nie mógł dalej tego czytać. Oszukała go! Znowu.
-Ja wiem, że to może być dla pana szok, ale tak naprawdę to dobra dziewczyna. Jest bardzo samodzielna…
-Ja przepraszam. Musze już jechać- powiedział i wybiegł z jej domu. Musiał z nią porozmawiać. Natychmiast. Wsiadł do samochodu i odjechał. James wyjrzał przez okno. Uśmiechnął się do siebie. Dobrze, że przygotował sobie te dokumenty. Nie będzie mu ta małolata robić rogów. Wrócił do salonu i usiadł na kanapie. Wyjął telefon i wybrał numer.
-Halo? Z tej strony Coldwell…
-…
-Tak, tak. Wiem.
-…
-Więc potrzebuje żebyś mi załatwił jakieś leki.
-…
-Takie które biorą debile…
-…
-No tak, tak. Idealnie. Dzięki.





Czytajcie, komentujcie, udostępniajcie...

Pozdrawiam
Aleks

sobota, 11 stycznia 2014

Hejka, sorki za opóźnienie, ale tak jakoś wyszło. Dzięki z 987 wejście! (Mam nadzieję, że przy następnej części będzie 1000:)) I za komentarze. Ten rozdział jest jakiś taki krótkaśny, ale myślę, że wam się spodoba. Przynajmniej początek... Nie wiem jak będzie z nextami w przyszłym tygodniu, bo ja mam egzaminy próbne w gimbazie, Cobra też jest zajęta... To się rozpisałam. Zapraszam na opo



Rozdział 5
„Początek, czy koniec?”
Zeszła z bloku. Miała na dziś wszystkiego dosyć. Dosyć pracy. Dosyć tej ohydnej kawy z automatu. A przede wszystkim miała dosyć Piotra. Zastanawiała się czy po tym jak ją potraktował w ogóle warto się starać. Może po prostu spakuje się i wyjedzie zostawiając wszystko. Tak! To idealne rozwiązanie. Tylko najpierw rozwiedzie się z Jamesem.  Poszła do lekarskiego. Był tam Piotr. Rozmawiał przez telefon, jednak kiedy usłyszał jej kroki odwrócił się od okna i uśmiechnął szeroko w jej stronę. Nie zwracając na niego uwagi podeszła do ekspresu, żeby zaparzyć sobie kawę. Gawryło rozłączył się i podszedł do niej. Objął ją od tyłu. Wyrwała się z jego uścisku.
-Chyba ktoś ma tutaj zły humorek- uśmiechnął się do niej i czule pogładził jej policzek.
-A jak mogę mieć dobry kiedy cały czas natykam się na ciebie, a ty za każdym razem odnosisz się do mnie inaczej?
-Chciałem cię przeprosić.
-Za co?
-Za to, że wcześniej byłem dla ciebie taki oschły i w ogóle. Chcę spróbować być z tobą.- powiedział, a ona stanęła na palcach i delikatnie go pocałowała.  On natychmiast pogłębił pieszczotę.
-Ekhemm- usłyszeli za plecami. Niechętnie oderwali się od siebie i spojrzeli w tamtą stronę.- więc to jest ten twój Piotr- uśmiechnął się do nich Przemek. Piotr spojrzał zdziwiony na Hanę.
-Piotr…to mój brat.- powiedziała nie pewnie Goldberg.
-Cieszę się, że akurat ty będziesz moim szwagrem- Zapała podszedł go Gawryły i zrobili „miśka”.  Ani Hana, ani Piotr nie wiedzieli co powiedzieć. Póki co żadne nie planowało ślubu. Byli ze sobą od kilku minut. A poza tym ona miała męża. Spojrzeli po sobie jednocześnie.
-Dobra, zostawiam was samych. Tylko grzecznie, bo to szpital.- uśmiechną się Zapała i wyszedł z lekarskiego.
-Nie wiedziałem, że Przemek to twój brat…- powiedział pierwsze co przyszło mu na myśl.
-A ja nie wiedziałam, że go znasz.
-Przyjaźnimy się. Od bardzo, bardzo dawna.
-Aha- powiedziała siadając na kanapie. Usiadł obok niej i przytulił do swojej piersi. Gładził ja delikatnie po aksamitnych włosach, a ona wdychała mocny zapachach jego męskich perfum.
-Chcę złożyć pozew o rozwód.- powiedziała przerywając ciszę.  Oderwała od niego i spojrzała mu w oczy.
-Hana…ja nie wiem czy to jest dobry pomysł. A co jeśli się nam nie uda? Nie chcę żebyś potem miała do mnie pretensje, że przeze mnie rozwiodłaś się z mężem!
-Ale Piotr! O czym ty mówisz?! Jesteśmy ze sobą od dziesięciu minut, a ty już skazujesz nasz związek na niepowodzenie! A poza tym ja rozwodzę się dla siebie. A nie dla ciebie.- powiedziała i z przytupem wyszła z lekarskiego. Został sam. Kurcze, ale ona jest humorzasta! Postanowił odwiedzić Szymka. Poszedł na dół do kiosku i kupił małemu komiks, a następnie skierował się do jego Sali. Chłopiec siedział na łóżku i wyglądał przez okno.
-Cześć, smyku! Jak tam leci?
-Dobrze…trochę mi się nudzi.
-A ja mam coś dla ciebie- powiedział z uśmiechem i zza pleców wyciągnął kolorowe pisemko.
-Ojej! Dziękuję!- krzyknął uradowany, jednak zaraz spochmurniał- zawsze chciałem, żeby tata mi taki kupił. Bo wszyscy chłopacy w przedszkolu takie mają… ale on nie chciał- Piotr usiadł na krzesełku koło łóżka i starł łzę spływającą po policzku chłopca.
-Jak chcesz, to mogę ci kupić więcej takich. Co ty na to?
-Tak!!!
-Dobra. To jutro przed przyjściem tu wyskoczę do sklepu i zobaczę co da się zorganizować. A teraz chodź. Pójdziemy do bufetu i napijemy się gorącej czekolady.
-Nie…ja nie chcę stąd iść.
-Dlaczego?
-Bo nie! Chcę zostać tu!
-Dobra Szymek spokojnie. Jak nie chcesz to nigdzie nie pójdziemy.




Czytajcie, komentujcie, udostępniajcie.... Z powodu, że szło wam tak słabo komentowanie to podbijam do 20 komentarzy. Dacie radę?

Pozdrawiam 
Aleks

czwartek, 9 stycznia 2014

Rozdział 4 " Mały chłopiec"


Wstawiam 4 rozdział, sorry, że taki krótki....
Chcę Wam wszystkim bardzo podziękować za te wszystkie miłe komentarze, a także za ponad 700 wejść !!!
DZIĘKUJĘ


" Mały chłopiec"

Po skończonym obchodzie Piotr chciał wszystko jeszcze raz na spokojnie przemyśleć, ale te jego „przemyślenia” nie trwały zbyt długo, ponieważ zadzwonił telefon.
-Słucham- powiedział dalej zamyślony
-Hej, tu Wiki jesteś pilnie wzywany na Izbę, przywieźli do nas chłopca...- nie skończyła dokończyć zdania bo Piotr się rozłączył. I bardzo, ale to bardzo szybkim krokiem poszedł na Izbę Przyjęć. Zawsze jak słyszał, że karetka przyjeżdża z jakimś dzieckiem , to czuł w tedy w sobie jakieś dziwne uczucie. Miał straszną słabość do dzieci, bardzo je lubił. A co za tym szło co raz częściej myślał o tym że by wreszcie znaleźć tą JEDYNĄ kobietę, z którą mógłby stworzyć prawdziwą rodzinę i zostać ojcem. 
-Już jestem, co my tu mamy ?.-powiedział lekko zdyszanym głosem podchodząc do chłopca 
-Właściwie to ciężko powiedzieć, chłopacy z karetki znaleźli go w lesie samego. Jest przemoczony, zmarznięty i ma pełno siniaków na ciele. 
-Powiedział wam coś ?
-Nie, do nikogo nie odezwał się ani słowem. Nie wiemy jak się nazywa, ile ma lat, jak się czuję, nic nie mówi.- odpowiedziała Wiki podenerwowanym głosem 
Piotr podszedł do chłopca, ale ten od razu odwrócił się do niego plecami.
-Dobra, musimy mu zrobić podstawowe badania i przyjmujemy go na oddział, tylko nie na dziecięcy, połóżcie go u mnie na oddziale, aaa i jeszcze jedno, zadzwońcie po jakiegoś psychologa . Przyjdę za godzinę i chcę żeby już był po rozmowie z nim.
Wyszedł z Izby. Poszedł prosto do lekarskiego po kurtkę, po czym wyszedł ze szpitala i pojechał do kwiaciarni, przecież musiał jakoś przeprosić Hane, za to że był dla niej taki oschły. Kupił jej kilka czerwonych róż. Po czym udał się do szpitala. 
Po kilku minutach przekroczył próg szpitala, od razu poszedł na ginekologie, ale okazało się że Hana teraz operuję, więc nie zostało mu nic innego jak na nią poczekać. Poszedł więc na swój oddział, chciał zobaczyć jak się czuję ten chłopiec. Między czasie rozmawiał przez telefon z Drylem, myślał że przynajmniej jemu coś powiedziała, ale się niestety mylił. Piotr wszedł do sali chłopca, a on bez namiętnie gapił się w okno. Usiadł koło niego na łóżku.
- Cześć, ja nazywam się Piotr i zrobię wszystko żebyś był zdrowy, ale Ty musisz mi powiedzieć jak masz na imię i gdzie są Twoi rodzice, musimy im powiedzieć że jesteś w szpitalu, bo na pewno się o Ciebie martwią- na te ostatnie słowa chłopiec zareagował płacząc.
- Ja nie chce iść do rodziców, oni mnie zostawili samego w lesie, boję się ich- mówił chaotycznie chłopiec ze łzami o oczach. Piotr już wszystko sobie poukładał, te siniaki na ciele, wycieńczony organizm. To wszystko oznaczało to, że ten mały chłopiec był ofiarą przemocy domowej. Serce mu pękało jak widział ofiary przemocy domowej. 
- A powiesz mi jak masz na imię?, 
- Szymek -  odpowiedział ściszonym głosem 
- Ile masz lat?
- 6
- Szymek nie martw się, już wszystko będzie dobrze. Obiecuję, że nie wrócisz już do swoich rodziców- powiedział, przytulając chłopca




Komentujcie !!! to jest bardzo motywujące :-) 



Jeszcze raz dziękuję za wszystkie komentarze i pozdrawiam
Cobra

wtorek, 7 stycznia 2014

Zgodnie z obietnicą rozdział 3. Według mnie wyszedł miernie, ale ocenę pozostawiam wam. Chcę wam gorąco podziękować za 450 wejść i za wszystkie komentarze. Jest to mega motywujące. Jak je czytałam to po prostu łezka mi się zakręciła w oku. DZIĘKUJĘ!!!



ROZDZIAŁ 3
„MIŁE LUB NIEMIŁE SPOTKANIE”

Wybiegła z jego bloku. Straciła właśnie faceta, który tyle dla niej znaczył. Mimo iż znała go dopiero od kilku godzin, była gotowa zrobić dla niego wszystko. A on? Jak dowiedział się, że ma męża to „dziękuję, dowidzenia”. Doszła do jakiegoś parku. Usiadła na jednej z ławek. Mimo późnej godziny, jeszcze sporo osób kręciło się alejkami. Otarła łzy z policzka. Nie chciała wracać do domu. Do Jamesa. Pomyślała, żeby przenocować u Przemka. Wyjęła telefon i wykręciła numer swojego kuzyna.
-Tak, słucham?- odezwał się Zapała po kilku sygnałach.
-Hej, Przemek. Tu Hana.
-O Hann, co tam? Po co dzwonisz?
-Chciałam zapytać czy masz jakieś plany na dzisiejszy wieczór?
-W zasadzie to nie. A co?
-Myślałam, że moglibyśmy się razem upić. Co ty na to?
-Chętnie. A coś się, stało?
-Pogadamy jak do ciebie przyjadę.- rozłączyła się, zamówiła taksówkę i pojechała do Przemka. Ten już na nią czekał.
-Cześć, mała. Wchodź.
-Cześć.- powiedział i przeszli do salonu. Tam na ławie czekały już na nich dwa kieliszki i butelka z jakimś trunkiem
-Wiśniówka roboty mojej mamy.- wytłumaczył jej Zapała.- więc opowiadaj, co ci leży na serduchu.  
-Zakochałam się- powiedziała patrząc na niego. Nie wiedziała skąd u niej taka pewność.
-W kim?
-Poznałam go dziś w szpitalu. Ma na imię Piotr i jest cholernie przystojny.
-Poznałaś go dziś i już się wkopałaś? No Hana.
-Ja nie mogę przestać o nim myśleć!
-To dlaczego ten wieczór spędzasz ze swoim braciszkiem stryjecznym zanim z per Piotrem.
-Bo on powiedział, że nie chce się ładować z butami w czyjeś małżeństwo.
-Ale Hana. Twoje małżeństwo to tylko papierek. Sama mi tak mówiłaś.
-Tylko, że on nie dał sobie nic wyjaśnić.
-A jak się dowiedział?
-Zaprosiłam go na kolację i jak po mnie przyjechał, to James stał w oknie. Dam sobie rękę uciąć, że zrobił to specjalnie!
-A dałaś mu już w mordę?
-Piotrowi? Przemek…
-Nie chodzi mi o Jamesa.
-Nie chcę wracać do domu. Mam go dosyć. Mam dosyć tego dom, mam dosyć mojego męża.
-Jedź, do tego swojego lubego i powiedz mu co czujesz.
-A jeżeli nie będzie chciał słuchać?
-To znaczy, że nie jest wart ciebie.
-Jutro to zrobię. Po pracy.
Potem jeszcze bardzo dużo rozmawiali, aż w końcu oboje usnęli na kanapie. Rano Hana obudziła się z okropnym bólem głowy. Trochę wczoraj przesadzili. Tak czy inaczej, za cztery godziny zaczynała dyżur i musiała jechać do domu, żeby się wykąpać i przebrać. Już widział minę Jamesa, kiedy z rana wparaduje do domu. Uśmiechnęła się na samą myśl. Zarzuciła kurtkę i wyszła z mieszkania. Na piechotę wróciła do domu. Otworzyła drzwi i zdjęła buty. Tak jak myślała James już na nią czekał. Siedział na kanapie w salonie, a kiedy tylko tam weszła wstał.
-Gdzie byłaś całą noc?
-Chyba jestem dorosła i mogę spędzać swój czas gdzie mi się tylko podoba i nie muszę się nikomu tłumaczyć.
-Jestem twoim mężem i chyba powinienem wiedzieć, gdzie byłaś.
-Mężem? Prawdziwy mąż się tak nie zachowuje. A teraz przepraszam, chciałabym się przed pracą jeszcze zdrzemnąć.- powiedziała mijając go. Zamknęła drzwi do swojej sypialni i położyła się na łóżku. Momentalnie usnęła. Obudził ją budzik. Za 30 minut zaczynała dyżur. Wstała i wyszykowała się. zajęło jej to bardzo mało czasu. W szpitalu była jeszcze przed odprawą. Weszła do pokoju lekarskiego i przebrała się w swój kitel. Usiadła na kanapie. Nagle wszedł Stefan i przywitał wszystkich szczerym uśmiechem. Nagle Hana rozejrzała się dookoła. Jej wzrok przykuła postać stojąca pod oknem. JEGO postać. On także się jej przyglądał. Kiedy wszyscy wyszli podszedł do niej zdziwiony.
-Co ty tu robisz?
-Pracuję. A co masz z tym jakiś problem?
-Nie no skąd. A co tam u twojego męża?- zaśmiał się ironicznie i już chciał ją wyminąć, kiedy załapała go za ramię.
-Piotr, proszę cię.
-O co mnie prosisz?
-Nie bądź dla mnie taki oschły. Co ja ci zrobiłam?
-Na szczęście nic, ale chciałaś zabawić się moim kosztem. I kosztem swojego męża…
-Daj mi wytłumaczyć. Błagam.
-Masz pięć minut. Zaraz mam obchód. Czas start.
-Nie kocham Jamesa.
-Czyli jesteś z nim dla kasy. Jak się cieszę jeszcze bardziej, że nie dałem się złapać w twoje sidła.
-To nie tak!
-No a jak kotek?
-Zanim jeszcze się urodziłam, moi rodzice podpisali kontrakt z jego rodzicami. Zrozum Kocham ciebie.
-No i dlaczego miałbym w to wierzyć?
-A myślisz, że jak bym go kochała, to bym zapraszała cię na kolację i jeszcze do tego wiedząc, że on jest w domu?- spojrzał na nią smutnym wzrokiem. Może mówi prawdę? Widziała wahanie w jego oczach. Podeszła do niego i namiętnie pocałowała. Odepchną ją od siebie.
-Nie związuję się z zamężnymi kobietami.
-Czyli co? Mam się rozwieść i dopiero wtedy będę mieć u ciebie szanse?
-Nie. Masz o mnie zapomnieć.
-Ale ja nie chcę!
Położył ręce na jej biodrach.
-Ja też nie chcę, ale…
-No do pozwól nam spróbować.
-To nie będzie fair wobec, twojego męża.
-On też nie jest fair, wobec mnie.
-Co zabawia się z inną kobietą za twoimi plecami.
-Nie. Robi to na moich oczach. I to nie z jedną.
-Muszę to przemyśleć. A teraz przepraszam. Mam obchód.
Wyszedł, zostawiając ją samą bijąca się z myślami. Co teraz będzie? Wybaczy jej, czy nie? Da jej się do siebie zbliżyć, czy będzie ją trzymał na dystans?


   


Komentujcie!!! Mam nadzieję, ze teraz będzie wam łatwiej czytać, jak nie to piszcie, coś się jeszcze pomyśli ;) 
Jeszcze raz dziękuję i pozdrawiam
Aleks